Ostatnio zrobiłam porządek z moimi narzędziami. Nie żebym wcześniej miała bałagan, ale postanowiłam posegregować, przejrzeć, dokupić i zaplanować przechowywanie. Już kilka dobrych lat należę do dziewiarskiego grona, więc mam za sobą pewne doświadczenia. Wiem na pewno jak nie lubię przechowywać moich narzędzi, które używam najczęściej, i czego na prawdę mi potrzeba.
Jestem szaloną minimalistką, nie mam zapasów wełny, nie kupuję nic pod wpływem emocji, nie zbieram niepotrzebnych rzeczy. W kwestii narzędzi jest tak samo. A mowa oczywiście o drutach.
Wypróbowałam już kilka sposób na przechowywanie drutów, nie sprawdził się u mnie wiklinowy koszyczek, nie sprawdziło się etui po płytach. To pierwsze jest zbyt sztywne, przez co druty blokowały się przy próbie wyciągnięcia splątanej pary. Nie mam problemu z plątaniem żyłek, nie osiąga to przecież poziomu splątanej wełny, ale to blokowanie między ściankami okropnie mnie irytowało. Rozsądnym sposobem jest przechowywanie w etui na płyty, wszystko jest posegregowane i bezpieczne, ale jakoś nie przypadło mi to do gustu - druty wysuwały się z koszulek, nie chciało mi się wertować stron, nie pamiętałam o wkładaniu na miejsce. To nie był mój sposób i tyle :). Potrzebowałam czegoś pomiędzy, czegoś w co łatwo zajrzę i szybko ustalę lokalizację potrzebnego rozmiaru, w co wygodnie wrzucę druty po skończonej pracy i co będzie po prostu ładne. Bo ja uwielbiam ładne rzeczy.
Natrafiłam na świetny internetowy sklepik Rzeczownik z ładnymi biurowymi artykułami - klik! Zakupiłam dwie saszetki/piórniki w cudny figowo-roślinny wzór. Jedna większa na druty z żyłką i same żyłki, oraz mniejsza, taka akurat na druty wymienne. I teraz jest w końcu jak trzeba!
Ten sposób przechowywanie sprawdza się u mnie świetnie, bo jako że jestem człowiekiem lubiącym umiar, mam naprawdę, jak sądzę, mało narzędzi. A czym dokładnie pracuję? I jaka jest moja opinia? Już Wam mówię!
Przede wszystkim lubię druty wymienne. Jest to niesamowita oszczędność miejsca i pieniędzy. Łatwo również, podczas pracy, zmienić druty na większy rozmiar bez konieczności przekładania oczek na inny komplet drutów. Ja używam drutów wymiennych KnitPro. Marka ta przemawia do mnie najbardziej i ograniczam już swoje zakupy tylko do niej. Są solidne, czuć je w dłoni, co po prostu uwielbiam! A jakby tego było mało jakiś czas temu pojawiła się seria Zing, na punkcie której oszalałam :) Milej się przecież dzierga na kolorowych drutach prawda?
Mój zestaw wymiennych drutów składa się z drutów 3.5mm, 3.75mm (zing), 4mm, 4.5mm, 5mm, 5.5mm, 6 i 6.5 mm (zing). Druty 4 mm nie są pokazane, bo akurat dziergam nimi nowy szal.
Jeden drut już jest uroczo wygięty, oznacza to, że najprawdopodobniej niedługo wymienię ten komplet na nowy (oczywiście na Zing!). Jak widzicie mam tylko jeden komplet każdego rozmiaru, bo więcej po prostu nie potrzebuję. Dziergam jedną rzecz na raz, więc to w zupełności mi wystarcza.
Dziergam wyłącznie metalowymi drutami, starsze komplety są już zmatowione, ale poza tym nie mam do nich żadnych uwag.
Razem z drutami przechowuję w mniejszej saszetce miarkę do drutów, szydełko i drut warkoczowy.
Do drutów wymiennych mam 4 żyłki, w dwóch kolorach, każda innej długości - 120, 100, 80 i 60 cm.
Tutaj jest ta sama sytuacja co z drutami. Nie potrzebuję nic więcej, bo mając te 4 żyłki i 7 par drutów mam w sumie 28 par drutów :).
Docelowo planuję mieć tylko druty wymienne i żyłki, ale mam jeszcze oczywiście druty na żyłce z wcześniejszych lat, oraz te, które są zbyt cienkie by mogły być wymienne.
Druty KnitPro Zing 3.5 mm, bardzo je lubię, końcówki są już bardziej żółte niż zielone, tak często ich używam. Po prawej również KnitPro, grubość 2.5 mm. Żyłki w KnitPro są w porządku - miękkie i elastyczne, ale po jakimś czasie (dłuższym) zdarza im się odczepić od drutów...
Zingi w cudnych kolorach - różowe 5 mm i miętowe 3.25mm. Uwielbiam! Chociaż w tych pierwszych coś się dzieje z łączeniem żyłki, jakby leciutko się wysuwa...
Druty po lewej to Addi Lace (3mm), w złotym kolorze, z czerwoną żyłką. Bardzo ładne, często ich używam, ciągle są w dobrej formie, ale Addi są leciutkie. Niektórzy mówią, ze to zaleta. Moje odczucia są inne. Chętnie bym Wam powiedziała co to za druty z prawej... ale nie mam pojęcia :) Addi albo Hiyahiya (3mm), też leciutkie, żyłka się trochę "łamie" i zagina.
Znowu druty Addi (2.5mm), tym razem srebrno-złote. Bardzo fajna żyłka, znowu zbyt lekkie, ale naprawdę lubię ich używać. Długo już są ze mną, podobnie jak te powyżej. No i ostatni komplet (nie mam pojęcia czemu mam dwa egzemplarze) HiyaHiya, rozmiar 5mm. Błękitna żyłka jest bardzo cieniutka i miękka. Podobnie jak Addi, są puste w środku, więc są leciutkie. Wolę ciężar i dźwięk stukania KnitPro.
Nie wiem czy w porównaniu z innymi dziewiarkami mam tych narzędzi dużo czy też mało, mi na dzień dzisiejszy nie potrzeba nic więcej, a nawet mam, jak zauważyłam, kilka par zbędnych (za dużo 3mm i 2.5mm :)). Na pewno w przyszłości dokupię kilka par grubszych drutów, od 7 do 10 mm.
Oprócz tego mam też słoiczek z niewielką ilością markerów, w kilku kolorach bym mogła sobie odpowiednio przystrajać robótkę:
No i oczywiście metr krawiecki i igły dziewiarskie do zszywania. Z dodatkowych rzeczy nabyłam też jakiś czas temu "maszynkę" do pomponów. A ostatnio dodatkowo zakupiłam szkicownik, by nie uciekały mi pomysły! Wszystko co przyjdzie mi do głowy maluję i notuję jak należy:
Ciekawa jestem Waszych sposobów na przechowywanie i opnii na temat poszczególnych drutów. Przyznajcie się, ile macie narzędzi pracy?:)
Pozdrawiam,
Marzena