Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fino. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fino. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 23 września 2018

I smell snow

W połowie dziergania tego projektu człowiek zdaje sobie sprawę, że właśnie wydziergał całkiem dużą chustę, a mimo to jest się dopiero w połowie! 

"I smell snow" to prosty, ale uroczy projekt Melody Hoffmann, którą bardzo cenię za cudowny styl i klimat. Trzyma się go skrupulatnie i nie zmienia wraz z modą. Patrząc na jej fotografie człowiek niemalże zna jej charakter! I tak samo jest z projektami, które tworzy.

Pisałam Wam kiedyś, że gdy nie mam pomysłu co dziergać, zamiast na siłę kombinować i tworzyć milion próbek, sięgam po prostu po coś ładnego i praktycznego (potrzebnego!). Chust nie mam wiele, ale niemalże każda jest... różowa :). A że nawet jesienna kurtka jest w tym kolorze, potrzebowałam czegoś dla kontrastu. To był dobry moment by stworzyć dla siebie ten przytulny i uroczy projekt! Co prawda mój wybór kolorów czy sesja zdjęciowa wcale urocze nie są... ale przytulności wcale nie brakuje. Podwójna warstwa, ścieg francuski i te chwościki...
Trafiła nam się na sesję moja ulubiona pogoda - wiatr, chmury, wilgoć w powietrzu. Nie jest to może idealny zestaw do sesji w plenerze, ale dzięki temu powstały nietypowe jak na nas kadry, które wcale nie są dalekie od mojego gustu. Wszelkie mroczne, tajemnicze klimaty są mi bliskie, zwłaszcza pod murami starego, strawionego ogniem pałacyku... dla mnie to wielce romantyczne!
 


Chusta powstała z połączenia Fino od Julie Asselin w kolorze Biscotti i Goat on the Boat w nowym odcieniu Valadilene. Nowa mini paleta inspirowana była cudowną grą Syberia, a Valadilene to fikcyjne miasteczko - ciche, zamglone, pełne automatów i tajemnic. Grałam w tę grę jako nastolatka, ale uwielbienie do tych klimatów zostało mi do dziś!
 

Zużyłam około 1.5 motka każdego koloru. Postanowiłam zmniejszyć chustę, ale i tak wyszła sporych rozmiarów. Brzegi zdobi szesnaście małych chwostów:
 

Te dwie warstwy naprawdę są cudowne! Nie dość, że daje nam to ciekawy efekt i sporo możliwości kolorystycznych (dwie chusty w cenie jednej! ), to jeszcze szyja i ramiona są odpowiednio ocieplone. Tylko dzierga się dwa razy dłużej :)

Co do pałacyku. Znajduje się niedaleko naszego domu, w Gałowie. Stoi opuszczony, zniszczony, w środku doszczętnie strawiony przez pożar. Mi to jednak nie przeszkadza by z dreszczykiem emocji zaglądać przez zniszczone drzwi i marzyć, że mógłby należeć do mnie. Uwielbiam pałace, to z jakimi czasami się wiążą, kto w nich mieszkał, jak wyglądał, jak żył. Marzy mi się mój własny, stary, leżący wśród wysokich drzew. Szkoda tylko, że tak wiele z nich niszczeje na naszych oczach. W okolicy wypatrzyliśmy już ich całkiem sporo. Każdy zdewastowany, okradziony, w gruzach niemalże. Póki nikt ich nie kupi, żaden konserwator zabytków się nimi nie zainteresuje, co oczywiście zmienia się drastycznie w momencie próby ich renowacji przez nowych właścicieli.

Rok temu spędziliśmy kilka dni w uroczym pałacyku w Kamieńcu. W jednym z pomieszczeń przedstawiono historię budynku oraz opisano szczegółowo cały proces renowacji (i jego koszt). Chyba tylko wielka miłość do historii i konto bez dna uratowały ten projekt! Ale za to jest tam teraz pięknie! Gdyby tylko było więcej takich ludzi!

Pozdrawiam Was serdecznie,
Marzena

niedziela, 8 października 2017

London

Mój szaraczek powstał sobie pod koniec czerwca, doczekał się sesji, ale akurat nie mieliśmy ani czasu ani ochoty na zdjęcia, więc wybraliśmy najgorszy z możliwych momentów i wykonaliśmy kilka naprawdę średnich kadrów. Z postanowieniem powtórki wróciliśmy do domu i na tym się skończyło. Jak widzicie już długo wisi w mojej szafie, a my nadal nie zatroszczyliśmy się o lepsze zdjęcia, a co gorsze straciłam na nie po prostu ochotę. Wiem, że nie ma już większych szans na sesję sweterka London (robocza nazwa od koloru wełny), a jako że czasem pytacie jak tam mój szary, pokażę Wam tych kilka średnich kadrów, które udało nam się zrobić latem. Wysokie słońce nie pozwalało dobrze ukazać plecionek, więc moi drodzy - musicie poruszyć swoją wyobraźnię! :)
Wydziergałam go z myślą o sukienkach czy koszulach - klasyczny, taliowany krój, dziergany od góry, z rękawami 3/4, którego jedyną ozdobą jest warkoczowy przód. Wydziergałam go z Fino w kolorze London.
Sweterek zadomowił się w szafie, całkiem się polubiliśmy, to jeden z tych zwyklaków, które pasują na każdą okazję i do wszystkiego. Pomysł własny, ale wzoru raczej nie planuję.

I to by było na tyle :)

Obecnie na drutach Mateuszowy Lumberjack. Intensywnie nosił go rok temu, a że wełna ciężka i na dodatek z jedwabiem to ciut mu się wydłużyło. Nie pozostało nic innego jak spruć odrobinę rękawy i korpus i dokonać odpowiednich zmian. Chyba akurat potrzebuję takiego bezmyślnego dziergania... Ale w głowie już rodzi się pomysł na nowy sweter! Powoli, niespiesznie, ale skutecznie :) Nigdy nie zmuszam się do wymyślania wzoru - czekam, aż pojawi się w mojej głowie idealny i szczegółowy obraz i dopiero zaczynam działać. Póki go nie widzę to nie nabieram oczek, więc po Lumberjacku pewnie wydziergam najpierw czapkę... bo jak się kupi nową kurtkę, to nagle się okazuje, że żadna czapa nie pasuje, prawda?:)

Pozdrawiam Was ciepło (i trochę sennie...)
Marzena!

wtorek, 30 maja 2017

Sealky

Lubię się czymś inspirować gdy dziergam. Albo lubię gdy to co wydziergam przywodzi mi coś konkretnego na myśl. Lubię również nazywać swoje projekty, choć nie zawsze jest to łatwe. Czasem muszę się naprawdę długo zastanawiać jakie imię powinien nosić mój projekt, by idealnie do niego pasowało. Każdy ma swoje małe wariactwo (ja mam ich naprawdę wiele!:)). 

Już nie pamiętam dokładnie jak to się stało, że stworzyłam z tego projektu moją morską opowieść - czy najpierw była inspiracja, a potem narzucenie oczek, czy jednak w trakcie dziergania przed oczami pojawiło mi się moje ukochane morze? Nie było to tak dawno, ale tak mi się to wszystko splata, że nie mam pojęcia :). 
Niemniej Sealky jest zdecydowanie morski. Nie marynarski! Morski. Bałtycki. Bo to morze uwielbiam najbardziej. No dobra, wcale nie widziałam na żywo każdego morza na ziemi, ale to nie umniejsza piękna Bałtyku, prawda? Lubię go zwłaszcza wiosną i jesienią, gdy na plaży jest pusto i cicho, na niebie wiszą nisko ciemne chmury, a morze albo jest wzburzone do granic możliwości, albo panuje flauta. Albo po prostu jest, obojętnie jakie!

Dlaczego Sealky (czyt. silki)? W tej krótkiej nazwie są ukryte aż cztery skojarzenia! Lubię bawić się słowami, tym razem było to małe wyzwanie, bo chciałam by nazwa pasowała do nadmorskiego klimatu, ładnie brzmiała i przede wszystkim by nie była zbyt powszechna. No wiecie, trzeba być oryginalnym. Zajęło mi to trochę czasu, odrzucałam wszelkie oczywistości (na Ravelry było już po kilkadziesiąt projektów o tym samym imieniu!), aż w końcu stworzyłam "neologizm". Wymieszałam trzy morskie słowa: sea, czyli morze, seal, czyli foka i selkie, mityczną celtycką istotę zmieniającą się w fokę, ze słowem silky (jedwabisty). Wiadomo, jedno skojarzenie do za mało :)

Po wydzierganiu tego sweterka wiedziałam jak należy go uwiecznić na zdjęciach. Miałam przed oczami kadry i kolory, bardzo chciałam trafić akurat na wymarzoną pogodę, ale brałam pod uwagę fakt, że pogoda średnio interesuje się moimi marzeniami. A tu niespodzianka! Dokładnie tak jak być powinno - lubię takie satysfakcjonujące sesje. Dla nas to nie tylko obowiązek, ale sama przyjemność tworzyć zdjęcia.

No to teraz do rzeczy i dzielę się czym prędzej z Wami tą moją morską opowieścią. Przedstawiam Sealky!


Sealky to wygodny i prosty, lekko poszerzany sweterek, ozdobiony uroczymi falbankami, które spływają delikatnie po bokach i opływają biodra. Jest dziewczęco i zwiewnie!
 

A w tle Ustecka zachodnia plaża i jeszcze nietknięte w tym roku niczyją stopą wydmy. Mimo chmur było bardzo przyjemnie i nic a nic nie zmarzłam. Nawet nogi pomoczyłam w majowym morzu. Wiatr wiał na tyle, by móc rozwiać włos, ale całość sprawia niezwykle spokojne wrażenie, prawda?

Przepadłam na rzecz falbanek! Moje nowe odkrycie i niestety zobaczycie je jeszcze nie raz bo po prostu muszę mieć ich więcej! :)

Wykończenia są delikatne i nienachalne, nie chciałam by odwracały uwagę. Rękawy sięgają troszkę za łokieć - lubię tę długość, bo jest wygodna (rękaw nie podciąga się) i pasuje do większości lekkich sweterków. Myślę, że Sealky dobrze wypada w parze z dopasowanymi spodniami czy spódnicą.
Tył ozdobiony jest małymi guziczkami - w moim przypadku z masy perłowej. Po za tym... nie wiem czy zwróciliście uwagę na kolor! Niebieski jest! Marzena wydziergała coś niebieskiego! Ale to wszystko przez to farbowanie, bo to nie jest klasyczny błękit, ale mocno przydymiony kolor, elegancki i bardzo neutralny. Dziergałam z Fino od Julie Asselin w kolorze Dapple Grey. Zużyłam prawie trzy motki (około 1080 metrów). Dziergałam na ciut większych drutach przez co uzyskałam lejącą, zwiewną tkaninę, która robi to co w Sealky powinna - faluje!
Wzór na Sealky właśnie został opublikowany i jest dostępny w języku angielskim i polskim. Wzór dostępny na Ravelry oraz na Chmurce - klik! klik!

Testowanie tego projektu było prawdziwą przyjemnością, zwłaszcza dla moich oczu. Większość testerek wydziergała swoje wersje w ekspresowym czasie, aż zaczęłam być zazdrosna :) Jakby tego było mało, kolory i bazy wybrały przepiękne... jest dużo słodyczy, elegancji i stylu. Naprawdę musicie zobaczyć sami! Rasowe testerki, bez krzty przesady. Dziewczyny wysyłam uściski! Dziękuję Wam! 
Miałam przyjemność nawet obfotografować dwie wrocławskie wersje i przy okazji napatrzeć się i napodziwiać. Lećcie pooglądać! (dajcie im chwilkę na dodanie projektów!)



Pozdrawiam Was ciepło,
Marzena

środa, 8 marca 2017

Old Romance

Zachwyciłam się tym projektem zaraz po jego ukazaniu się, a potem mi troszkę przeszło. Oryginalny sweter wygląda nieźle, między całością a koronką jest mały kontrast, przez co wszystko wygląda subtelnie. Ale wersje dziewiarek z całego świata jakoś nie zawsze do mnie przemawiały. Ale to nie tak, że jakoś specjalnie się zraziłam i obraziłam na ten sweter! Nie, po prostu nie było okazji i większych chęci by go wydziergać. Po ostatnim projekcie zostałam z pustymi drutami na kilka dni, nic specjalnie mnie nie zachwycało w tym czasie, a ja lubię jak zachwyca :). No i wróciłam do tego romansu, jak widać, jest to stary romans, i z poczuciem misji poleciałam do góry wybrać kolory. Mocne kontrasty były zakazane! Koronka w tym samym kolorze co reszta swetra też mi się nie podoba, wtedy Old Romance traci cały urok, ale musiałam być ostrożna, wiecie, żeby sobie jakiegoś wariata nie wydziergać. 

Jak połączyłam chłodne srebro z ciepłym, ale mocno poszarzałym beżem to poczułam, że mi się lampa zapala, że to to chyba i że jednak się zachwycę :) I nie żałuję!

Oto mój Old Romance autorstwa Joji Locatelli! Sweter dziergany bardzo nietypowo!


Po wymagającym pełnego skupienia początku podczas dziergania rękawów, przychodzi moment niesamowitej nudy prawych oczek :) Ale nie myślcie, że ja mam coś przeciw takiej nudzie! Zazwyczaj bardzo łatwo i z wielką przyjemnością dziergam morze prawych i lewych, ale tu akurat po takim początku strasznie mi się nie chciało robić korpusu. Z pomocą temu romansowi, przyszedł inny. Kupiłam Civilizację V, grę komputerową, którą bardzo lubię (a raczej lubiłam trzecią część, i parę lat temu namiętnie w nią grałam) i razem z Mateuszem podbijaliśmy świat! A jak to się ma do dziergania swetra? A tak, że to gra turowa jest, a że graliśmy na jednym komputerze, a tury się wydłużały z każdym rokiem naszej cywilizacji, to przydługa tura Mateusza, gdzie mogłam tylko się przyglądać, była idealnym momentem by wydziergać rządek albo dwa.

 

Koronka powstała z kaszmirowego Fino Echo, miałam małą kulkę wełny po poprzednim sweterku od Joji - Trevorze, a całość to Fino Parchemin, w nietypowo przydymionym, wcale nie żółtym beżu.

Nie powiem, ciężko jest przymierzać sweterek, który dzierga się w ten sposób. Na szczęście trafiłam dobrze z rozmiarem (robiłam S), rękawy są lekko przydługie, tak jak w oryginale. Lubię przydługie rękawy.

W ogóle nie mieszałam motków! Każdy precelek wyglądał tak samo, dobrze widać to w gotowym swetrze :)

Coś wyjątkowo mi się majtało głową podczas sesji. I nawet nie było jakoś zimno bardzo. Nie licząc momentu jak wpadłam na polu w ukrytą kałużę. Ja zawsze muszę zrobić jakiś cyrk :) A Mateusz nie zapomniał tego uwiecznić, no ale wybaczcie... powstrzymam się przed publikacją.

Ta granatowa chmura w tle (piękna co?) to dopiero co mijający grad. Normalny człowiek wychodząc z domu i widząc gradobicie wróci się do chałupy nie? Ale na szczęście my nie jesteśmy normalni.


Łapki, które wydziergały owy sweterek!

Nieskromnie przyznam, że bardzo go lubię. Jest kolejnym takim codziennym swetrem, bardzo wygodnym i jednocześnie kobiecym. Ma to coś, niewątpliwie. Naprawdę polecam!

A teraz na drutach nowy projekt! Jak tylko zakończyłam Romance narzuciłam z prędkością światła oczka na coś własnego. Trafił mnie pomysł, trzeba korzystać :)

Pozdrawiam,
Marzena

środa, 1 lutego 2017

Angular

Na samym początku pojawiła się w mojej głowie myśl, że bardzo chciałabym chustę. Chustę dużą, idealną do otulenia. Nie gustuję w ażurowych szalach i otulaczach, od razu wiedziałam, że będzie to coś nowoczesnego, minimalistycznego. Potem powstał projekt, a jako że stworzyłam go w programie graficznym, mogłam z łatwością podmieniać kolory i znaleźć zestaw idealny!

Zależało mi na dokładnym, na tyle ile się da, odwzorowaniu grafiki. Kolory też musiały zostać na ustalonym miejscu, bo cały pic polegał na tym, by stworzyć efekt 3D :). By kolory tworzyły cienie udawanych trójwymiarowych zagięć. 

Niby to ja studiowałam matmę, ale to Mateusz jest w tej rodzinie mózgiem doskonałym, więc wspólnie z nim, polegając na jego umiejętnościach, wyliczyliśmy kąty, nachylenia i długości. Jakby ktoś nas z boku posłuchał nie uwierzyłby, że liczyliśmy oczka na chustę:). Padały słowa w stylu: "policz to z tangensa", "coś mi się nie zgadza z długością przeciwprostokątnej" itp. Matematyka naprawdę przydaje się w życiu! Ułatwia tyle spraw! Niby można inaczej, ale jeśli użyjemy do tego matmy... to działa się o wiele szybciej i dokładniej!

Angular ma wiele wspólnego z matematyką. Trójwymiarowość, geometryczne kształty, kąty... No ale zobaczcie sami!


Chusta jest bardzo duża! Zabrakło mi ręki by naciągnąć ją maksymalnie :) Oprócz tego jest też szeroka, przez co naprawdę można się nią owinąć. Chustę dziergałam z myślą o wiosennych leśnych spacerach, bądź letnich wieczorach, gdy będę cieszyć się świeżym powietrzem na balkonie.

Połączyłam cztery odcienie różu - każdy inny, od mocnego, neonowego, przez słodki, chłodny i bardzo jasny, aż po morelowy. Każdy z tych odcieni uwielbiam, a razem tworzą cudnie radosny zestaw. Chusta już noszona, aż miło owinąć się nią podczas zimowego spaceru :)

Umiejscowienie kolorów jest tu kluczowe - dwa środkowe kolory tworzą trójwymiarowy efekt (mam nadzieję, że i Wy to widzicie:)), dlatego wybrałam na to miejsce dwa najjaśniejsze kolory, tak by jeden był "cieniem" drugiego. Nie mogły być ani mocno kontrastowe, ani zbyt podobne. Jaskrawe i ciemniejsze odcienie ułożyłam na końcach chusty. Myślę, że ten mocny róż (La vie en Rose) nadaje jej charakteru - to kolor stworzony do chust!
Połączyłam Fino i Piccolo, są one zbliżone grubością i strukturą. Od lewej - Piccolo La vie en Rose, Fino My Austin Rose (miałam w zapasach mały kłębek po Lovely Huggers), Piccolo Jardins Des Tuileries i na koniec Fino I'm Blushing. Na największy trójkąt zużyłam ponad motek, a reszta nie przekroczyła 50 gramów. Myślę, że to dobry projekt na zużycie pozostałości po innych projektach.
 

Można ją nosić na każdy możliwy sposób!

Dziergało mi się ją szybko i bardzo przyjemnie! Łącznie z liczeniem, stworzenie chusty zajęło mi 14 dni. Myślę, że to całkiem przyzwoity czas prawda? :) 

Zdjęcia wyjątkowo wykonaliśmy w domu, ale nie ma takiej scenerii, w której Mateusz nie pokazałby co potrafi! Zawsze pomysłowy, zawsze cierpliwy, zawsze pięknie wszystko skadruje! Na szczęście to ja obrabiam zdjęcia w Photoshopie. Na szczęście, bo naprawdę bardzo to lubię :). 

Na koniec kilka kadrów z bliska:
 

Chętnie stworzę sobie jeszcze jedną... w miodowych odcieniach!!!

Pozdrawiam serdecznie,
Marzena

piątek, 27 stycznia 2017

Neutralnie

Chusta gotowa, schnie posłusznie na poddaszu. Ja od dwóch dni nie miałam drutów w ręku. Nie dlatego, że nie chciałam, czy nie miałam czasu. Nie miałam po prostu pomysłu! Jak mam coś dziergać to musi to być co naprawdę mi się podoba, na co naprawdę mam ochotę. Ale mi od dawna nic ciekawego nie wpadło w oko, nic nie zachwyciło, na swój pomysł nie mam chwilowo siły, dwa projekty z rzędu i dwa testy zajmą mi trochę czasu, chcę odpocząć, bezmyślnie przekładać mięciutkie oczka.
Wczoraj razem z Mateuszem przekopaliśmy Ravelry. Zawsze pomaga mi wybrać kiedy mam ten "gorszy" dzień, gdy nie mogę na nic się zdecydować. Zawęziliśmy grono do kilku ładnych swetrów, które w sumie przydadzą mi się na nadchodzącą wiosnę. Nadal nie mogłam się zdecydować żaden konkretny, więc jako że miałam już swoje małe grono "do wyboru" poszliśmy poszukać natchnienia wśród merynosów i kaszmirów. Wytypowaliśmy faworytów. Miałam już kilka wzorów i kilka kolorów, teraz trzeba było iść spać, by na drugi dzień, wypoczęta wiedzieć już co powinnam wybrać! Zawsze muszę poczuć to coś - taki dreszczyk, podekscytowanie, nie móc się już doczekać! Jeśli tego nie ma, nie ma swetra. 

Tym razem nie będzie mocnych kolorów, czy oryginalnych połączeń. Będzie spokojnie i romantycznie, subtelnie wręcz:

Ten stonowany, delikatny beż to Fino Parchemin. Nie ma w nim niepotrzebnej żółci, która potrafi zepsuć ten kolor. Jest lekko poszarzały, jak stary pergamin. Drugi motek to Fino Echo, czyli chłodna srebrzysta szarość.

Wybór padł na Old Romance od Joji (klik!) - zachwycił mnie się ten sweter w dniu publikacji. Z czasem o nim zapomniałam, ale na szczęście nadal mi się podoba! Poza tym nie mam takiego lekkiego otwartego sweterka. A mieć muszę wszystkie :)

To ciężki wzór i wcale nie chodzi mi o dzierganie, tylko o dobór kolorów. Myślę, że łatwo popełnić błąd w doborze odcieni. Trzeba tę kwestię dobrze przemyśleć, by koronka zdobiła, a nie psuła cały efekt. Mam nadzieję, że uda mi się to pierwsze :).

Co sądzicie o kolorach i wzorze? Może macie już swój?

Pozdrawiam i lecę zwijać motki! 
Marzena

sobota, 10 grudnia 2016

Przedświąteczna dostawa

Dzień dobry z rana! Dostałam wczoraj karton z cudną zawartością. Za każdym razem, jak dotykam Fino, jestem tak samo zaskoczona tym, jakie jest miękkie. Jak tak patrzę na nie wszystkie to najchętniej przemilczałabym fakt, że jest dostawa i schowała je w szafeczce, dla siebie. Na szczęście moja rozsądna strona ma decydujący głos!
Wpadłam więc donieść tym, którzy czekają na Chmurkowe kaszmiry, że Fino właśnie zostało uzupełnione. Mam dla Was również nowy, ciapkowy (czy to ma polską nazwę?:)) limitowany kolor (klik!)

Wrzuciłam też do sklepiku 7 nowych zestawów markerów i uzupełniłam kilka już Wam znanych - klik! Mój ulubiony, Yennefer:
Przypominam jeszcze na koniec o darmowej dostawie od 100 zł i pozdrawiam Was ciepło! Miłego dnia!
Marzena