Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kiko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kiko. Pokaż wszystkie posty

Kosmetyczne rozczarowanie 2021' - Kiko Dolce Diva Powder Foundation SPF 50



Kiedy w maju robiłam zakupy z Kiko, których głównym sprawcą był Unexpected Paradise Mini Powder Brush dorzuciłam z ciekawości podkład w pudrze. Bardziej niż zawartość SPFu interesowały mnie jego właściwości jako typowej kolorówki, czyli zachowanie na skórze i kolor :) Dzisiaj po tych kilku miesiącach już wiem, że nie był to dobry wybór.

Porozmawiajmy o pędzlach: Chanel Retractable Kabuki Brush & KIKO Unexpected Paradise Mini Powder Brush

 

Dzisiaj nieoczekiwane porównanie, które jest/stało się dla mnie prawdziwą niespodzianką. Może też dlatego tak długo zwlekałam z opisaniem pędzla kabuki od Chanel, kto wie ;) O KIKO nie wypowiem się zbyt dokładnie, bo to świeży zakup więc trudno przewidzieć zachowanie w trakcie używania. Jednak mam już inny pędzel od nich, który z powodzeniem służy mi od dłuższego czasu i jestem dobrej myśli. Na dodatek to zakup "po taniości" od którego też nie oczekuję cudów, a jednak pokazał się od jak najlepszej strony. Dlaczego chcę skupić się na tych dwóch modelach pędzli? Głównie dlatego, że oba to tzw. "chińszczyzna", co akurat w przypadku Chanel mnie zaskoczyło. Nie wiem jak inne pędzle z tej firmy, lecz po spotkaniu Chanel Retractable Kabuki Brush nie mam ochoty nawet sprawdzać. Jak można się spodziewać KIKO Unexpected Paradise Mini Powder Brush będzie faworytem tej notatki :D

Osobliwy ulubieniec- Kiko Extra Sculpt Volume mascara, tusz zwiększający objętość /recenzja/


Dzisiaj opowiem Wam o tuszu do rzęs z Kiko. Dostałam go w czerwcu od Ani :* i jednocześnie chcę podziękować za odkrycie prawdziwej perełki. Maskara ma duży potencjał, ale też i kilka wad, mimo to zasługuje na miano osobliwego ulubieńca, ponieważ sięgam po nią z ogromną przyjemnością przymykając oko na pewne detale.

LakieR-LOVE perełki


Dzisiaj postanowiłam podzielić się moimi ulubionymi kolorami. I jest to na tyle niezwykłe, że nie przepadam za lakierami z Kiko oraz Inglota. A o nich będzie mowa. Warto czasem przełamać swoja rogatą duszę :D

Kiko Sugar Mat 646 Black & Zoya Pixie Dust Chyna





Piaskowe lakiery szturmem weszły na rynek zdobywając spore rzesze wielbicielek. Na początku były to wszędobylskie OPI, ale pomimo całej mojej miłości do marki niestety nie ujęły mnie. Rozpoczęłam poszukiwania pośród innych firm i w taki oto sposób trafiłam na Kiko oraz Zoyę.


Z racji, że nie mogłam zdecydować się, którego koloru użyć w pierwszej kolejności postanowiłam połączyć je ze sobą i w taki też oto sposób pokazuję je dzisiaj w prawie pełnej krasie. Dlaczego prawie, otóż wyjaśnię to w podsumowaniu


 Z Kiko miałam trudną relację, nie jest to marka, która zdobyła moje uznanie, lecz powoli pojedyncze produkty przekonują mnie do tego, że warto czasami się wyłamać i dać drugą szansę. Ich kosmetyki nie są drogie, dostępność dla mnie bardzo dobra a poszczególne serie sprawiają, że zmieniam zdanie. Na pewno przybliżę Wam swoich ulubieńców i dzisiaj korzystam z okazji, by zaprezentować serię, Sugar Mat a w szczególności jeden z kolorów.



Paleta kolorów Sugar Mat zasługuje na uwagę


Na początek wybrałam dla siebie kolor Black, ponieważ mam słabość do takich kolorów i wiedziałam, że wykorzystam go najczęściej. W ramach HexxBOX’a inny odcień dostała jedna z Uczestniczek także wypatrujcie: D 

Konsystencja lakieru jest dość gęsta, ale o dziwo! Bardzo dobrze się nakłada, nie ma problemów, które występują w serii podstawowej, choć z drugiej strony to także jest uzależnione od koloru. Jeżeli macie ochotę poznać lakiery Kiko, a nie miałyście do tej pory okazji zapraszam do udziału w akcji Nowy Dom :)



Pędzelek wygodny, długość oraz sprężystość włosia na plus. Na dodatek już pierwsza warstwa świetnie kryje i bardzo szybko schnie!

Trwałość. Tutaj muszę przyznać, że w postaci bazy wystąpiła odżywka Nail Tek CITRA II i nic poza tym. Wiadomo, top popsułby cały efekt a tego nie chciałam. Odrobinę bałam się jak wpłynie chropowata powierzchnia paznokcia na moje zachowanie, gdyż nie toleruję tego u siebie żadnych wypukłości itd. rzeczy. Każda dodatek w takim stylu wyzwala we mnie dziką żądzę drapania...
W każdym razie piaskowe wykończenie nie stanowi dla mnie problemu. Uff: D i mogę cieszyć się efektem bez względu na okoliczności. 

Pomimo różnych prac domowych i nie tylko lakier świetnie sobie poradził w mało przyjaznych warunkach, nie odprysnął, nie powstały żadne ubytki. Nosiłam taki mani chyba przez 4 czy 5 dni. Pewnie przedłużyłabym ten okres, ale zwyczajnie znudził mi się i miałam ochotę na coś innego.

Zoya Pixie Dust była pierwszym wyborem, który zapadł od razu po obejrzeniu zdjęć reklamowych. Wiedziałam, że muszę mieć któryś kolor i to bardzo: D Tak też się stało.


Zoya, Pixie Dust  



Chyna to świetna nasycona czerwień, która zauroczyła mnie od pierwszego spojrzenia. Jest to klasyka w dobrym wydaniu, podobnie jak czerń.

Lakier ma rzadką konsystencję, lecz nie rozlewa się po płytce paznokcia. Jest zdecydowanie dużo bardziej płynna niż Kiko, które zadziwia gęstością. Do idealnego pokrycia wystarczą 2 warstwy, choć możemy śmiało dołożyć i trzecią, lecz nie jest to konieczne. 

Schnie nieco dłużej niż Kiko, Sugar Mat Black, co odrobinę mnie zaskoczyło. Czas schnięcia kojarzy mi się z efektem wtapiania się lakieru w płytkę paznokcia. W przypadku Sugar Mat widzimy, że lakier zmienia strukturę od momentu pierwszej kropli na płytce paznokcia, po ostateczne pociągnięcie. W Pixie Dust Chyna wygląda to inaczej. Uważam to za pewną ciekawostkę:)

Pędzelek jest bardzo wygodny, świetnie się nim operuje i widzę, że to duży atut, który zachęca mnie do kolejnych zakupów z tej firmy.

Trwałość podobna jak w przypadku Sugar Mat także pod kątem odczuwania piaskowej warstwy na paznokciach. Nie mogę się do niczego przyczepić;))) Zdradzę tyle, że dawno temu szukałam odpowiednika dla ulubionego lakieru Sally Hansen RISKY BUSINESS i kupiłam polecany przez Paramore Color Club Ruby Slippers, który nadal bardzo mi się podoba to.... Kiedy na Zoyę nałożę top coat, Chyna zmienia się w magiczny sposób w bliźniaka Risky Business ♥ Muszę kiedyś pokazać porównanie, bo lakier Sally Hansen jeszcze trzymam:DDD Taki ze mnie chomik, jeżeli chodzi o ukochane kolory.

Wracając do tematu:)

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego przy żadnym z kolorów nic nie wspomniałam o zmywaniu. No właśnie! Bo TO jest problem, dla mnie. Okazuje się, że wcale nie zmywa się piasków lekko, łatwo i przyjemnie. Lakiery naładowane są brokatem a cała formuła sprawia, iż trzymają się paznokcia ja szalone. Z jednej strony to plus, lecz z drugiej już niekoniecznie. 

Atutem jest brak barwienia skóry podczas zmywania. Tutaj pełna bajka, co z reguły przy takich odcieniach jak czerwień czy czerń jest problemem. Mało, kiedy trafia się na dobrą formułę lakieru, szczególnie w tanich markach a Kiko do takich należy.

Pierwszym odruchem była metoda na folię. Jednak nie do końca rozpuszcza na tyle lakier. Zmywanie trwało ponad 20 minut, klęłam pod nosem jak szewc i jest to główny powód, który powstrzymuje mnie przed kolejnymi zakupami. Niby można spróbować z bazą Essence Peel off, tylko, że u mnie ona nie zdaje egzaminu i pozbyłam się jej w diabły. Naruszyła mi płytkę paznokci, na tyle, że jeszcze teraz po dobrych 2 miesiącach odczuwam tego efekty....

Ubolewam nad jeszcze jedną rzeczą. Mianowice nad tym, że piaski totalnie nie są fotogeniczne. Żadne zdjęcie nie oddaje niesamowitego uroku oraz realnego wyglądu na paznokciach. Jeżeli możecie przywołać w pamięci piasek na rozgrzanej słońcem plaży i wszystkie migotliwe drobinki, które widzicie podczas przesypywania go w dłoniach, to wyobraźcie sobie, że tak wyglądają te lakiery, ale w wersji kolorowej :) Bajkowy efekt, pełen magii. Na tyle mnie zauroczył, że nie mogłam oderwać oczu od paznokci:) W pełnym słońcu dłoń prezentuje się niesamowicie, przyciąga uwagę nie tylko przez wykończenie, lecz efekt, w jaki sposób paznokcie mienią się w zależności od kąta padania światła.

Jedne z nielicznych lakierowych serii, które zawojowały mnie absolutnie:)))

Urzeka Was efekt piasku na paznokciach? Co sądzicie o takim wykończeniu?

Pozdrawiam!



KIKO Celebration 417 Blush




O lakierach Kiko pisałam mało, a to głównie z tego powodu, że nie polubiliśmy się. Jeżeli kogoś interesuje, dlaczego, zapraszam do tej notki KLIK!
 
Czasami jednak są takie chwile, że odkładamy emocje na bok, ponieważ szukamy konkretnego koloru i.... W taki oto sposób sięgnęłam po raz kolejny po Kiko. Oczywiście nie był to zakup sam w sobie, bo miałam w planach coś innego, co wpadło do koszyka, ale moją uwagę przyciągnęła nowa LE Celebration. Pośród kolorów tej serii wypatrzyłam 417 Blush, który był odpowiedzią na długo poszukiwanego nudziaka. O ile przez chwilę myślałam, że znalazłam go w Joko KLIK! To tym razem Kiko jest kolorystycznym ideałem.

W buteleczce to bardzo jasny beż, który na paznokciach zmienia się w zależności od światła. Odkrywa tony od czystego beżu do jasnego różu po rozbielony beż. Wygląda bardzo elegancko, a co najważniejsze na moich krótkich paznokciach wyjątkowo mi się podoba!



Na zdjęciach bardzo dobrze widać oddany kolor w opakowaniu, ale na szyjce zostawiłam celowo jedną warstwę lakieru, ponieważ widać w niej różowe tony. O ile sam lakier nie zapowiada takiej niespodzianki, to późniejsze używanie przybliża kolor coraz lepiej.



Jednak, aby nie było zbyt różowo lakier sam w sobie jest problematyczny. Niestety.
Do pełnego krycia potrzebujemy dwóch warstw i trzeba się przyłożyć do malowania, ponieważ konsystencja lakieru jest dość gęsta, szybko zasycha, przez co jednolite pokrycie nie jest idealne. Pierwsza warstwa okropnie smuży, na dodatek trudno się rozprowadza. Dopiero druga warstwa wyrównuje wszystkie niedoskonałości, lecz trzeba się przyłożyć. Nie jest to kolor, który można wykorzystać na tzw. 5 minut przed wyjściem.

Pędzelek niczym nie odbiega od pozostałych serii.

Nie zmieniłam zdania, co do lakierów Kiko, ale dobrałam sobie odcień Black z serii Sugar Mat, który jest piękny ♥ Niebawem go pokażę, a bardzo możliwe, że pokuszę się także o inne kolory, które o wiele bardziej mi się podobają niż opatrzone OPI: P

Pozdrawiam!


Moje kolory z Kiko - prezentacja lakierów





Ponad miesiąc temu pokazywałam Wam pierwszy z lakierów Kiko, nie byłam nim zachwycona i tak naprawdę nie zmieniłam zdania, co do lakierów z tej firmy.
Wiem, że wiele z Was marzy o zakupach właśnie z Kiko, też miałam kiedyś takie marzenia i teraz, kiedy zaspokoiłam swojego mola wiem, że nie bez powodu coś ciągle odwracało moją uwagę.

Lakiery są tanie, pojemność przyjazna – 11ml, konsystencja dość gęsta, szybko schną, pędzelki w miarę wygodne, więc pewnie zapytacie skąd brak zadowolenia?

Nie podoba mi się ich, jakość a raczej brak. Owszem, na co dzień korzystam z Seche Vite, ale lubię wiedzieć, z jakim materiałem mam do czynienia i sprawdzam lakiery bez udziału wspomagaczy. 

Druga sprawa, nie odpowiada mi formuła. Lakier jest gęsty, a pędzelkom brak sprężystości, które nie układają się na paznokciu tak jak lubię. Nic nie poradzę, że rozpuściły mnie takie firmy jak OPI, Color Club czy Ciate. Tam, te wszystkie detale są ze sobą dograne, lakiery pod kątem, jakości mnie nie zaskakują.

To, co mi się nie podoba to wykończenie, lakier zostawia dość grubą warstwę. Nie lubię tego i choć na zdjęciach tego nie widać, to czuje się podczas zwykłych czynności a po 2 dniach zaczyna wyglądać to mało estetycznie i wymaga odświeżenia koloru. Nie miałam do tej pory takiej „przygody”, bo z reguły lakier pięknie przylega do płytki i nie tworzy „skorupy”. Niestety u mnie tak prezentują się lakiery, Kiko.

Ujęła mnie paleta kolorystyczna, bogata, ale na tym koniec. Więcej zakupów lakierowych nie będzie, zresztą nad kolorówką także mocno się zastanowię po wpadce z paletą Ultimate violets



Prezentację rozpocznę od koloru 359 Light Peach. Najbardziej chimeryczny odcień, z jakim miałam do czynienia. ŻADNE zdjęcie nie pokazuje realnego koloru, jest to neonowy pomarańcz, który zupełnie nie pokrywa się z nazwą. Light peach? To jakaś kpina, mocno przebija oranż, którego za nic w świecie nie chciał uchwycić aparat. Próbowałam w różnym świetle, nic z tego. Marzył mi się taki kolor, jak w buteleczce...Ku przestrodze;)






255 Violet Microglitter, niby przyjemny, ale bez lakieru nawierzchniowego zostaje matowe i chropowate wykończenie. Na plus, że dobrze się zmywa. Nic poza tym. Bardzo szybko ściera się na końcówkach....






377 Apple Blossom rozczarowałam się, ponieważ zależało mi na takim kolorze jak w buteleczce. Chciałam jasny pastelowy mocno kryjący róż. Dostałam kryjący róż;) Od biedy może być. Ogólnie podoba mi się i na pewno zostanie ze mną, ale nie jest to ulubieniec.






362 Poppy Red ratuje honor;) Świetna czerwień, kremowa! Taka jak lubię, ale chciałabym, aby była jeszcze bardziej nasycona. Zostaje i do niej się nie przyczepię: P Miłym zaskoczeniem jest zmywanie, zero problemów!
   




320 Beige Mauve, to kolor w moim stylu:) takie błotko, które w zależności od światła pokazuje się w różnych odsłonach. Niestety użyłam go świeżo po skróceniu paznokci i nie mogłam się za bardzo odnaleźć z tym faktem stąd malowanie od niechcenia;) Nie jest zły, ale mam bardzo podobny kolor z Flormaru i to on jest moim faworytem.



Świetnym przykładem subiektywnego odbioru lakieru jest recenzja na blogu Kosmetyczny-przekładaniec gdzie jest akurat recenzowany lakier BarryM. Osobiście uwielbiam lakiery z tej firmy i nie mogę się w żaden sposób przyczepić, ALE odczucia autorki są bardzo podobne do moich pod kątem Kiko w kwestii tego, jak czujemy lakier na paznokciach. Opisałam ten efekt powyżej jednak po przeczytaniu tego posta postanowiłam podlinkować;) z pozdrowieniami dla KP: D 

Tyle ode mnie;) Gdyby ktoś zapytał mnie, czy polecę zakup odpowiem krótko NIE. Jest wiele innych firm, które prezentują się o wiele lepiej. Jakościowo plasują się o wiele wyżej a dostępność jest zdecydowanie lepsza.

Pozdrawiam!