I robię to z pełną świadomością. Bo niemal każdy ma rodziców, którzy albo już
albo niedługo będą ...starzy.
Czy wiecie, że w Polsce żyje obecnie ponad 5 milionów osób powyżej 65 roku
życia a niemal półtora miliona osób przekroczyło 80 lat? To całkiem spora armia
ludzi.
Starość nie jest chorobą, ale z biegiem lat organizm każdego starzeje się i kolejne
jego układy zaczynają zle funkcjonować. Z chwilą gdy układ krążenia przestaje
sprawnie działać zaczynają się i inne problemy - nadciśnienie tętnicze, miażdżyca
naczyń, zaburzenia systemu nerwowego, trawiennego, schorzenia narządów ruchu,
czasem zawały. Potem dochodzą zaburzenia słuchu, wzroku, pamięci, stany
depresyjne, otępienie.
Stary pacjent to "zmora" przychodni i oddziałów szpitalnych. Bo pacjent w wieku
65+ powinien być objęty opieką lekarza geriatry.
A w Polsce jest zaledwie 300 (słownie-TRZYSTU) lekarzy geriatrów ale tylko
80 z nich pracuje w wyuczonej specjalności.
Dla reszty nie ma miejsc pracy - bo nikt nie dostrzegł w porę owej pięciomilionowej
armii ludzi powyżej 65 roku życia, więc brak jest poradni geriatrycznych i
szpitalnych oddziałów geriatrycznych.
Geriatria to dział medycyny wywodzący się z interny połączony z elementami
psychiatrii, neurologii, rehabilitacji. Pacjent geriatryczny to pacjent z wieloma
współistniejącymi dolegliwościami i musi być leczony w sposób holistyczny, czyli
całościowy.
Każdy taki pacjent wymaga obszernego procesu diagnostycznego, który obejmuje
również badanie środowiska, w którym pacjent geriatryczny przebywa.
Badania takiego pacjenta są nieco inne niż zwykłego pacjenta internistycznego,
a leki muszą być starannie dobrane do gorzej już funkcjonującego organizmu.
Bo podanie zbyt silnych leków nie uleczy go, a znacznie może zaszkodzić.
Zadaniem geriatrii jest utrzymanie seniora jak najdłużej w stanie mobilnym.
Bo starość to nie choroba, to kolejny etap naszego życia.
I, z czego nie każdy zdaje sobie sprawę, to etap życia, w którym bardzo wielu
seniorów czuje się bardzo samotnych. I wcale a wcale nie jest to związane
z oddaleniem od rodziny. Często mieszkają razem ze swoją rodziną, a jednak nie
mają z nią żadnego emocjonalnego kontaktu, czują się niepotrzebni, wyrzuceni
poza nawias.
Wiem z własnego doświadczenia jak trudno jest pogodzić opiekę nad seniorem
z własnym życiem codziennym wypełnionym pracą i domowymi obowiązkami.
Jeżeli macie w domu seniora, pomyślcie o tym, by zainteresować go udziałem
w zajęciach klubu seniora lub namówcie na uniwersytet trzeciego wieku lub
zapiszcie do ośrodka dziennej opieki geriatrycznej, gdzie są prowadzone dla
seniorów specjalne zajęcia. Wiem, tych placówek wciąż jest zbyt mało, ale myślę,
że rodziny seniorów powinny o nie zawalczyć na swoim terenie.
Będzie to korzystne nie tylko dla seniorów, ich bliskich również.
drewniana rzezba
wtorek, 29 kwietnia 2014
niedziela, 27 kwietnia 2014
Weekend deszczowo - okulistyczny
Ten weekend był zdominowany :
a) operacją zaćmy mego męża, b) ulewnym deszczem.
W sobotę deszcz lał od świtu do póznego wieczora a i w nocy nieco padało.
Sobotę spędziłam głównie w poczekalni kliniki okulistycznej.
Zaraz po przyjściu poproszono ślubnego do gabinetu, gdzie wpuszczono mu w oko
krople.
Potem przez godzinę nudziliśmy się w tej poczekalni, obserwując ukradkiem innych
pacjentów, których było naprawdę sporo.
Co jakiś czas zza drzwi opatrzonych tabliczką "BLOK OPERACYJNY" wychodził
pacjent w towarzystwie pielęgniarki, która przekazywała go w ręce "osoby
towarzyszącej".
Gdy minęła godzina od zakroplenia oka, mój mąż został zaproszony właśnie na BLOK
OPERACYJNY, gdzie wpierw został zbadany (serce, płucka, ciśnienie), otrzymał
służbowy jednorazowy kitel i czapkę, w rękę wkłuto mu wenflon a następnie spędził
tam kolejną godzinę, w trakcie której aplikowano mu kolejne krople do oczu.
Potem zaproszono go już na stół operacyjny. Sam zabieg trwał około 20 minut - ponoć
nie bolało, ale słychać było jak wyskrobywano soczewkę. Po zabiegu odsiedział w sali
pooperacyjnej chyba pół godziny, w końcu go wyprowadzono.
Jeszcze tylko pozostało nam zapisać go na dziś, na zdjęcie opatrunku i mogliśmy
opuścić gościnne progi kliniki.
Klinika jest prywatna, jest cicho, czysto, przestronnie, pacjent jest na pierwszym
planie. Aparaturę mają najnowszej generacji, zabieg wykonuje chirurg okulista, do
pomocy ma dwóch asystentów. Klinika jest zrzeszona w grupie europejskich Klinik
Okulistycznych, czyli standard jest w nich taki sam.
Klinika w której byliśmy ma najniższe ceny - ta sama operacja w innych klinikach
kosztuje nawet 8 tysięcy. Ta klinika , idąc na przeciw potrzebom, zdecydowała się na
obniżenie wynagrodzeń swym chirurgom o 30%, dzięki czemu mogli obniżyć ceny
i mają więcej klientów. Tylko jeden lekarz nie zgodził się na nowe warunki i odszedł.
Chirurg przeprowadzający zabieg otrzymuje teraz za niego od 300 do 350 zł.
Operacja zaćmy niepowikłanej, w wyniku której pacjentowi założą soczewkę sferyczną,
kosztuje 2 tysiące złotych.
Wszystkie zaćmy "powikłane" muszą mieć soczewkę asferyczną i wtedy zabieg kosztuje
3 tysiące.
Można oczywiście wybrać dla siebie jeszcze droższą soczewkę, asferyczną "żółtą",
która daje lepsze widzenie w ciemności.
NFZ nie funduje swoim pacjentom soczewek asferycznych - jeżeli pacjent domaga się
soczewki asferycznej to musi za nią zapłacić 1500 zł.
Patrząc na pacjentów zauważyłam, że znacznie więcej jest pacjentów płci męskiej i
większość z nich jest znacznie młodsza od pacjentek płci żeńskiej.
Panie są na ogół w znacznie bardziej zaawansowanym wieku.
Dziś świtkiem, czyli o 8,30 byliśmy na zdjęciu opatrunku i pierwszej kontroli.
Chirurg, który robił zabieg był bardzo zadowolony ze stanu oka, cięcie jest długości
2mm, nie jest zszyte, wygoi się samo. Przez najbliższy miesiąc należy uważać by
do oka nie dostała się woda i jakiś środek myjący (szampon, mydło) i nie należy nic
ciężkiego nosić oraz wykonywać czynności z pochyloną w dół głową. Nie wolno
chodzić na basen. W słoneczną pogodę okulary p.słoneczne obowiązkowe.
Przez 7 dni należy spać z osłonką na oku, żeby sobie niechcący nie uszkodzić
operowanego oka, 4 razy dziennie mój musi brać kropelki, na szczęście tylko dwa
rodzaje. No i musi nauczyć się nie mrugać oczami gdy krople są w oku. Przerwa
między kroplami - 2 minuty. Następna kontrola po najdłuższym weekendzie Europy.
Odetchnęłam - nie było krwotoku.
a) operacją zaćmy mego męża, b) ulewnym deszczem.
W sobotę deszcz lał od świtu do póznego wieczora a i w nocy nieco padało.
Sobotę spędziłam głównie w poczekalni kliniki okulistycznej.
Zaraz po przyjściu poproszono ślubnego do gabinetu, gdzie wpuszczono mu w oko
krople.
Potem przez godzinę nudziliśmy się w tej poczekalni, obserwując ukradkiem innych
pacjentów, których było naprawdę sporo.
Co jakiś czas zza drzwi opatrzonych tabliczką "BLOK OPERACYJNY" wychodził
pacjent w towarzystwie pielęgniarki, która przekazywała go w ręce "osoby
towarzyszącej".
Gdy minęła godzina od zakroplenia oka, mój mąż został zaproszony właśnie na BLOK
OPERACYJNY, gdzie wpierw został zbadany (serce, płucka, ciśnienie), otrzymał
służbowy jednorazowy kitel i czapkę, w rękę wkłuto mu wenflon a następnie spędził
tam kolejną godzinę, w trakcie której aplikowano mu kolejne krople do oczu.
Potem zaproszono go już na stół operacyjny. Sam zabieg trwał około 20 minut - ponoć
nie bolało, ale słychać było jak wyskrobywano soczewkę. Po zabiegu odsiedział w sali
pooperacyjnej chyba pół godziny, w końcu go wyprowadzono.
Jeszcze tylko pozostało nam zapisać go na dziś, na zdjęcie opatrunku i mogliśmy
opuścić gościnne progi kliniki.
Klinika jest prywatna, jest cicho, czysto, przestronnie, pacjent jest na pierwszym
planie. Aparaturę mają najnowszej generacji, zabieg wykonuje chirurg okulista, do
pomocy ma dwóch asystentów. Klinika jest zrzeszona w grupie europejskich Klinik
Okulistycznych, czyli standard jest w nich taki sam.
Klinika w której byliśmy ma najniższe ceny - ta sama operacja w innych klinikach
kosztuje nawet 8 tysięcy. Ta klinika , idąc na przeciw potrzebom, zdecydowała się na
obniżenie wynagrodzeń swym chirurgom o 30%, dzięki czemu mogli obniżyć ceny
i mają więcej klientów. Tylko jeden lekarz nie zgodził się na nowe warunki i odszedł.
Chirurg przeprowadzający zabieg otrzymuje teraz za niego od 300 do 350 zł.
Operacja zaćmy niepowikłanej, w wyniku której pacjentowi założą soczewkę sferyczną,
kosztuje 2 tysiące złotych.
Wszystkie zaćmy "powikłane" muszą mieć soczewkę asferyczną i wtedy zabieg kosztuje
3 tysiące.
Można oczywiście wybrać dla siebie jeszcze droższą soczewkę, asferyczną "żółtą",
która daje lepsze widzenie w ciemności.
NFZ nie funduje swoim pacjentom soczewek asferycznych - jeżeli pacjent domaga się
soczewki asferycznej to musi za nią zapłacić 1500 zł.
Patrząc na pacjentów zauważyłam, że znacznie więcej jest pacjentów płci męskiej i
większość z nich jest znacznie młodsza od pacjentek płci żeńskiej.
Panie są na ogół w znacznie bardziej zaawansowanym wieku.
Dziś świtkiem, czyli o 8,30 byliśmy na zdjęciu opatrunku i pierwszej kontroli.
Chirurg, który robił zabieg był bardzo zadowolony ze stanu oka, cięcie jest długości
2mm, nie jest zszyte, wygoi się samo. Przez najbliższy miesiąc należy uważać by
do oka nie dostała się woda i jakiś środek myjący (szampon, mydło) i nie należy nic
ciężkiego nosić oraz wykonywać czynności z pochyloną w dół głową. Nie wolno
chodzić na basen. W słoneczną pogodę okulary p.słoneczne obowiązkowe.
Przez 7 dni należy spać z osłonką na oku, żeby sobie niechcący nie uszkodzić
operowanego oka, 4 razy dziennie mój musi brać kropelki, na szczęście tylko dwa
rodzaje. No i musi nauczyć się nie mrugać oczami gdy krople są w oku. Przerwa
między kroplami - 2 minuty. Następna kontrola po najdłuższym weekendzie Europy.
Odetchnęłam - nie było krwotoku.
czwartek, 24 kwietnia 2014
Mix
Przedwczoraj rozpoczęłam kolejny cykl rehabilitacji - zabiegi mam rozpisane
do 9 maja włącznie. Zestaw wypróbowany, czyli laser, ultradzwięki
i prądy interferencyjne. Ćwiczenia do robienia w domu, co oznacza romans
z olbrzymią piłką. Popatrzyłam nieco na innych pacjentów - najmłodsi są
w wieku "40+", najstarszy- no nie wiem, ale zrobił na mnie wrażenie że
wrócił z zaświatów.
Teoretycznie nic się nie dzieje, ale w tę sobotę moja druga połówka będzie
miała usuwaną zaćmę. No a ja już jestem zestresowana. Boję się powikłań
w postaci krwotoku, bo to pacjent "podwyższonego ryzyka" z uwagi na
konieczność stosowania środków rozrzedzających krew.
Tak prawdę mówiąc jest to raczej stres dla lekarza prowadzącego zabieg.
Ale po smutnych doświadczeniach sprzed kilku lat, gdy implantowali mu
nową zastawkę i zafundowali bypassy, bardzo się boję powikłań.
Wtedy byłam porażona bezdusznością oraz indolencją lekarzy.
Wczoraj wreszcie zaczęłam remanent w koralikowych "przydasiach."
Przy okazji zrobiłam bransoletkę z wykorzystaniem drutu pamięciowego i,
zupełnie okazjonalnie, rozwaliłam sobie palec tym drutem - dziecinnie
prosta sprawa- drut zasprężynował i dość głęboko wbił mi się w palec. To
bardzo twarde drucisko - właściwie rzadko z niego korzystam. Dość
ciężko się z nim pracuje - ciężko go przeciąć, równie ciężko zrobić loopik.
Gdyby ten "wypadek" zdarzył się na samym początku robienia bransoletki
cisnęłabym to w kąt i robiła inną techniką, no ale to było już przy końcu,
więc tylko pomyślałam coś brzydkiego, zawinęłam palec i dokończyłam.
Remanent w "przydasiach" uświadomił mi, że muszę nieco wysilić mózg
by z sensem spożytkować to co mam, a nie (jak dotąd ) dokupować nowe
koraliki lub kamyki.
Po wczorajszej burzy i całkiem niezłej ulewie dziś jest prześlicznie zielono
a trawniki złocą się mleczami.
Niestety niedaleko moich okien sroki wybudowały sobie gniazdo.
Jeśli w nim zamieszkają to mam przechlapane - będą mnie budziły o świcie
swym paskudnym skrzeczeniem. Ale zauważyłam, że sroki często budują
gniazdo, a potem wcale w nim nie gniazdują. Nie mam pojęcia dlaczego.
Kiepski ze mnie ornitolog.
Zamarzył mi się wyjazd do ....Wenecji. Powiedziałam o tym ślubnemu -
przecież byłaś, zauważył przytomnie. No fakt, byłam. Ale dawno i krótko.
Ci Marsjanie niczego nie rozumieją, ot co.
do 9 maja włącznie. Zestaw wypróbowany, czyli laser, ultradzwięki
i prądy interferencyjne. Ćwiczenia do robienia w domu, co oznacza romans
z olbrzymią piłką. Popatrzyłam nieco na innych pacjentów - najmłodsi są
w wieku "40+", najstarszy- no nie wiem, ale zrobił na mnie wrażenie że
wrócił z zaświatów.
Teoretycznie nic się nie dzieje, ale w tę sobotę moja druga połówka będzie
miała usuwaną zaćmę. No a ja już jestem zestresowana. Boję się powikłań
w postaci krwotoku, bo to pacjent "podwyższonego ryzyka" z uwagi na
konieczność stosowania środków rozrzedzających krew.
Tak prawdę mówiąc jest to raczej stres dla lekarza prowadzącego zabieg.
Ale po smutnych doświadczeniach sprzed kilku lat, gdy implantowali mu
nową zastawkę i zafundowali bypassy, bardzo się boję powikłań.
Wtedy byłam porażona bezdusznością oraz indolencją lekarzy.
Wczoraj wreszcie zaczęłam remanent w koralikowych "przydasiach."
Przy okazji zrobiłam bransoletkę z wykorzystaniem drutu pamięciowego i,
zupełnie okazjonalnie, rozwaliłam sobie palec tym drutem - dziecinnie
prosta sprawa- drut zasprężynował i dość głęboko wbił mi się w palec. To
bardzo twarde drucisko - właściwie rzadko z niego korzystam. Dość
ciężko się z nim pracuje - ciężko go przeciąć, równie ciężko zrobić loopik.
Gdyby ten "wypadek" zdarzył się na samym początku robienia bransoletki
cisnęłabym to w kąt i robiła inną techniką, no ale to było już przy końcu,
więc tylko pomyślałam coś brzydkiego, zawinęłam palec i dokończyłam.
Remanent w "przydasiach" uświadomił mi, że muszę nieco wysilić mózg
by z sensem spożytkować to co mam, a nie (jak dotąd ) dokupować nowe
koraliki lub kamyki.
Po wczorajszej burzy i całkiem niezłej ulewie dziś jest prześlicznie zielono
a trawniki złocą się mleczami.
Niestety niedaleko moich okien sroki wybudowały sobie gniazdo.
Jeśli w nim zamieszkają to mam przechlapane - będą mnie budziły o świcie
swym paskudnym skrzeczeniem. Ale zauważyłam, że sroki często budują
gniazdo, a potem wcale w nim nie gniazdują. Nie mam pojęcia dlaczego.
Kiepski ze mnie ornitolog.
Zamarzył mi się wyjazd do ....Wenecji. Powiedziałam o tym ślubnemu -
przecież byłaś, zauważył przytomnie. No fakt, byłam. Ale dawno i krótko.
Ci Marsjanie niczego nie rozumieją, ot co.
poniedziałek, 21 kwietnia 2014
Świeta , Święta i......
po świętach.
Pogodzie coś się pomyliło - w niedzielę padało, a dziś- ponieważ to jest
Lany Poniedziałek- świeci słońce.
No ale przynajmniej w sobotę było ładnie, więc odwiedziliśmy Łazienki
Królewskie.
Małym wszystko się tam podobało - nawet skorki wędrujące wzdłuż
krawężnika i olbrzymie karpie w stawie. Oczywiście furorę robiły
wiewiórki, zwłaszcza, że jadły dzieciakom orzechy z rączek.
Niektóre fragmenty parku są rewitalizowane, a super droga restauracja
Belvedere - remontowana.
Ludzi było pełno, wszelkie miejsca w kawiarenkach pozajmowane.
W teatrze na wyspie występował tylko jeden aktor.
Jego towarzysz spacerował tymczasem brzegiem stawu
Znalazłam jednego łabędzia, jest pewnie roczniakiem, bo ma
jeszcze szare piórka
Nie wiem zupełnie co to za ptaszę siedziało na gałęzi
A magnolie już w pełnym rozkwicie
Krasnale i Chopin
A tak się spaceruje z dziadkiem po parku
A tak się karmi wiewiórkę
Wiewiórce groziło przekarmienie bo młodzi karmili ją na zmianę
Niestety niedzielny spacer był w deszczu
A dziś Krasnale są już w drodze do domu, bo jutro od rana muszą
iść do przedszkola, a rodzice do pracy.
A ja zaraz przyjmę pozycję horyzontalną i chyba trochę pośpię bo
Krasnale raczej bardzo wcześnie wstawały.
Pogodzie coś się pomyliło - w niedzielę padało, a dziś- ponieważ to jest
Lany Poniedziałek- świeci słońce.
No ale przynajmniej w sobotę było ładnie, więc odwiedziliśmy Łazienki
Królewskie.
Małym wszystko się tam podobało - nawet skorki wędrujące wzdłuż
krawężnika i olbrzymie karpie w stawie. Oczywiście furorę robiły
wiewiórki, zwłaszcza, że jadły dzieciakom orzechy z rączek.
Niektóre fragmenty parku są rewitalizowane, a super droga restauracja
Belvedere - remontowana.
Ludzi było pełno, wszelkie miejsca w kawiarenkach pozajmowane.
W teatrze na wyspie występował tylko jeden aktor.
Jego towarzysz spacerował tymczasem brzegiem stawu
Znalazłam jednego łabędzia, jest pewnie roczniakiem, bo ma
jeszcze szare piórka
Nie wiem zupełnie co to za ptaszę siedziało na gałęzi
A magnolie już w pełnym rozkwicie
Krasnale i Chopin
A tak się spaceruje z dziadkiem po parku
A tak się karmi wiewiórkę
Wiewiórce groziło przekarmienie bo młodzi karmili ją na zmianę
Niestety niedzielny spacer był w deszczu
A dziś Krasnale są już w drodze do domu, bo jutro od rana muszą
iść do przedszkola, a rodzice do pracy.
A ja zaraz przyjmę pozycję horyzontalną i chyba trochę pośpię bo
Krasnale raczej bardzo wcześnie wstawały.
środa, 16 kwietnia 2014
Już dziś
Wszystkim życzę
Wesołych, słonecznych, rodzinnych
Świąt Wielkanocnych.
By wielkanocna baba była puchata i pełna
rodzynek, jajka bajecznie kolorowe,
żurek nie za kwaśny, mazurek w sam raz
słodki a goście - nie męczący.
Wesołych, słonecznych, rodzinnych
Świąt Wielkanocnych.
By wielkanocna baba była puchata i pełna
rodzynek, jajka bajecznie kolorowe,
żurek nie za kwaśny, mazurek w sam raz
słodki a goście - nie męczący.
poniedziałek, 14 kwietnia 2014
Wczoraj.....
.....rozpoczęłam kolejny rok życia.
Przyznam się, że gdy dotarło do mnie, który to już kolejny rok, byłam bliska
omdlenia. Tyle lat minęło pędząc niczym rakieta kosmiczna! Masakra,
jak mawiają młodzi.
Jednocześnie dotarło do mnie, że nie wiem wcale, o której godzinie raczyłam
pokazać się na tym świecie. A rzecz istotna do.....sporządzenia horoskopu.
Wiem za to, że przyszłam na świat w prywatnej klinice- nawet byłam obejrzeć
ten budynek. W tamtym czasie na dwóch piętrach była klinika, na trzech
pozostałych mieszkania. Budynek siedmiopiętrowy, wybudowany w okresie
międzywojennym, do dziś ma ładną fasadę. Niestety wewnątrz budynek jest
mocno zniszczony - latami były tam mieszkania kwaterunkowe, komorne
niskie i nikt nie dbał o "przestrzeń wspólną", czyli klatkę schodową. Ten nawyk
pokutuje w narodzie do dziś - wspólne, czyli NICZYJE. Znaczy się - korzystać
ile wlezie, ale resztę niech robią ONI. Nie bardzo wiem co prawda kim są
ONI - może to jakieś ufoludki?
Nie pisałam o tym , ale jedna z moich blogowych koleżanek, z którą nawiązałyśmy
kontakt w realu, jest moją sąsiadką z okresu, gdy obie byłyśmy jeszcze oseskami.
Ona mieszkała w tamtej dzielnicy rok zaledwie, ja do ukończenia 21 roku życia.
Czekamy teraz aż wreszcie przeszkody w postaci chorób przestaną nas obie
gnębić ( a gnębią nas na zmianę) i pojedziemy zobaczyć jak wyglądają teraz tamte
strony.
Ten rok jest wielce rocznicowym rokiem , bo: 100-lecie wybuchu pierwszej wojny
światowej, 75-lecie początku drugiej, 25-lecie upadku komunizmu, 10-lecie
rozszerzenia Unii Europejskiej na wschód i nasza, wielce okrągła i wypasiona
rocznica ślubu.
W dniu ślubu byłam pewna, że jak większość pań w mojej rodzinie "wyjdę za mąż,
zaraz wrócę". A tu taki numer! "Znając ciebie, to się nie miesci w głowie"- jak
powiedziała jedna z moich życzliwych koleżanek.
I, żeby nie było niedomówień - czasem narzekam, jojczę, ale wiem, że w gruncie
rzeczy jestem szczęściarą . Dwa razy wyciągnięto mnie z bardzo ciężkich chorób,
raz uciekłam na drugą stronę tęczy, ale wróciłam, marzyłam o córce i ją mam i jest
to wielce udany model kobiety, poza tym jestem z człowiekiem, którego wybrałam
w bardzo młodym wieku.
I to tyle "pourodzinowych" rozważań.
Przyznam się, że gdy dotarło do mnie, który to już kolejny rok, byłam bliska
omdlenia. Tyle lat minęło pędząc niczym rakieta kosmiczna! Masakra,
jak mawiają młodzi.
Jednocześnie dotarło do mnie, że nie wiem wcale, o której godzinie raczyłam
pokazać się na tym świecie. A rzecz istotna do.....sporządzenia horoskopu.
Wiem za to, że przyszłam na świat w prywatnej klinice- nawet byłam obejrzeć
ten budynek. W tamtym czasie na dwóch piętrach była klinika, na trzech
pozostałych mieszkania. Budynek siedmiopiętrowy, wybudowany w okresie
międzywojennym, do dziś ma ładną fasadę. Niestety wewnątrz budynek jest
mocno zniszczony - latami były tam mieszkania kwaterunkowe, komorne
niskie i nikt nie dbał o "przestrzeń wspólną", czyli klatkę schodową. Ten nawyk
pokutuje w narodzie do dziś - wspólne, czyli NICZYJE. Znaczy się - korzystać
ile wlezie, ale resztę niech robią ONI. Nie bardzo wiem co prawda kim są
ONI - może to jakieś ufoludki?
Nie pisałam o tym , ale jedna z moich blogowych koleżanek, z którą nawiązałyśmy
kontakt w realu, jest moją sąsiadką z okresu, gdy obie byłyśmy jeszcze oseskami.
Ona mieszkała w tamtej dzielnicy rok zaledwie, ja do ukończenia 21 roku życia.
Czekamy teraz aż wreszcie przeszkody w postaci chorób przestaną nas obie
gnębić ( a gnębią nas na zmianę) i pojedziemy zobaczyć jak wyglądają teraz tamte
strony.
Ten rok jest wielce rocznicowym rokiem , bo: 100-lecie wybuchu pierwszej wojny
światowej, 75-lecie początku drugiej, 25-lecie upadku komunizmu, 10-lecie
rozszerzenia Unii Europejskiej na wschód i nasza, wielce okrągła i wypasiona
rocznica ślubu.
W dniu ślubu byłam pewna, że jak większość pań w mojej rodzinie "wyjdę za mąż,
zaraz wrócę". A tu taki numer! "Znając ciebie, to się nie miesci w głowie"- jak
powiedziała jedna z moich życzliwych koleżanek.
I, żeby nie było niedomówień - czasem narzekam, jojczę, ale wiem, że w gruncie
rzeczy jestem szczęściarą . Dwa razy wyciągnięto mnie z bardzo ciężkich chorób,
raz uciekłam na drugą stronę tęczy, ale wróciłam, marzyłam o córce i ją mam i jest
to wielce udany model kobiety, poza tym jestem z człowiekiem, którego wybrałam
w bardzo młodym wieku.
I to tyle "pourodzinowych" rozważań.
piątek, 11 kwietnia 2014
Mix przedświateczny
Dziś rano z przerażeniem zauważyłam, że to już piątek a w następnym tygodniu,
w czwartek zjeżdżają do mnie goście, czyli córka z mężem i dziećmi.
A ja nawet do końca nie przemyślałam jeszcze czym towarzystwo nakarmię.
Sprawa operacji okulistycznej mego męża "ruszyła z kopyta"- był na wizycie
kwalifikacyjnej, termin operacji już wyznaczony - oczywiście będzie to wykonane
w prywatnej klinice. Koszt razem z wizytą przed operacją i po niej - ok.3500zł.
Co ciekawsze operacja będzie zrobiona w pierwszą sobotę po świetach, a opatrunek
zdjęty w niedzielę - po prostu lekarz przyjedzie do kliniki w niedzielę, skoro dzień
wcześniej zrobi zabieg.
W "normalnych" szpitalach nikt nie robi planowych zabiegów w soboty - w każdym
szpitalu w sobotę i niedzielę każdy pacjent nagle robi się zdrowy - nawet opatrunku
nie zmienią- świat pracy ma dwa dni wolne. Gdy mój ślubny leżał na kardiologii
zachowawczej, na sobotę i niedzielę przenoszono go profilaktycznie na OIOM tego
oddziału.
Przy okazji dowiedziałam się ile to przewlekłych chorób ma mój ślubny - lekarz
I kontaktu wpisał ich aż sześć. Bo klinika dała specjalny druk, który musi być
wypełniony przez lekarza prowadzącego na co dzień pacjenta.
Poza tym w ramach przygotowań znów awansowałam na pielęgniarkę - muszę mu
robić codziennie zastrzyki i jeszcze oczęta zakraplać. Zacznę się nad nim pastwić
w...Niedzielę Wielkanocną.
Dziś mój mąż spotkał jednego z sąsiadów , który też ma problemy okulistyczne.
Sąsiad przeżył horror pt."zapisy do szpitala okulistycznego w ramach NFZ".
Wystał się biedak PIĘĆ godzin w kolejce po to, by się dowiedzieć, że limit przyjęć
jest już wyczerpany nie tylko na ten rok- na przyszły także. A okres oczekiwania
w mieście stołecznym to średnio/przeciętnie cztery lata.
Nie mogę tylko pojąć, dlaczego nikt tam nie wywiesił jakiejś tablicy informacyjnej,
że szpital nie ma "mocy przerobowych" a NFZ pieniędzy, więc zapisów nie ma.
Sąsiad zdecydował się wziąć pożyczkę z banku i skorzysta z dobrodziejstwa istnienia
prywatnej kliniki.Na szczęście jest ich w W-wie kilka, więc czas oczekiwania na
zabieg nie przekracza 2 tygodni.
Zaraz po świętach zaczynam kolejny cykl zabiegów rehabilitacyjnych -tym razem
jakimś cudem załapałam się aż na trzy tygodnie. No i dobrze, bo ostatnio
miałam nieco problemów.
Zdaniem p.doktora tragicznie brzydko chodzę- a chodzę właśnie tak a nie inaczej
bo przybieram automatycznie postawę, w której najmniej odczuwam ból.
W końcu modelką nie jestem , po wybiegach nie spaceruję.
No cóż, starość nie radość a młodość nie wesele, jak mawiała moja babcia.
Niedługo święta - jeśli oczekujecie najazdu gości, nie sprzątajcie przed ich
przybyciem - odkryłam, że powinno się sprzątać po gościach, a nie przed ich
przybyciem.
w czwartek zjeżdżają do mnie goście, czyli córka z mężem i dziećmi.
A ja nawet do końca nie przemyślałam jeszcze czym towarzystwo nakarmię.
Sprawa operacji okulistycznej mego męża "ruszyła z kopyta"- był na wizycie
kwalifikacyjnej, termin operacji już wyznaczony - oczywiście będzie to wykonane
w prywatnej klinice. Koszt razem z wizytą przed operacją i po niej - ok.3500zł.
Co ciekawsze operacja będzie zrobiona w pierwszą sobotę po świetach, a opatrunek
zdjęty w niedzielę - po prostu lekarz przyjedzie do kliniki w niedzielę, skoro dzień
wcześniej zrobi zabieg.
W "normalnych" szpitalach nikt nie robi planowych zabiegów w soboty - w każdym
szpitalu w sobotę i niedzielę każdy pacjent nagle robi się zdrowy - nawet opatrunku
nie zmienią- świat pracy ma dwa dni wolne. Gdy mój ślubny leżał na kardiologii
zachowawczej, na sobotę i niedzielę przenoszono go profilaktycznie na OIOM tego
oddziału.
Przy okazji dowiedziałam się ile to przewlekłych chorób ma mój ślubny - lekarz
I kontaktu wpisał ich aż sześć. Bo klinika dała specjalny druk, który musi być
wypełniony przez lekarza prowadzącego na co dzień pacjenta.
Poza tym w ramach przygotowań znów awansowałam na pielęgniarkę - muszę mu
robić codziennie zastrzyki i jeszcze oczęta zakraplać. Zacznę się nad nim pastwić
w...Niedzielę Wielkanocną.
Dziś mój mąż spotkał jednego z sąsiadów , który też ma problemy okulistyczne.
Sąsiad przeżył horror pt."zapisy do szpitala okulistycznego w ramach NFZ".
Wystał się biedak PIĘĆ godzin w kolejce po to, by się dowiedzieć, że limit przyjęć
jest już wyczerpany nie tylko na ten rok- na przyszły także. A okres oczekiwania
w mieście stołecznym to średnio/przeciętnie cztery lata.
Nie mogę tylko pojąć, dlaczego nikt tam nie wywiesił jakiejś tablicy informacyjnej,
że szpital nie ma "mocy przerobowych" a NFZ pieniędzy, więc zapisów nie ma.
Sąsiad zdecydował się wziąć pożyczkę z banku i skorzysta z dobrodziejstwa istnienia
prywatnej kliniki.Na szczęście jest ich w W-wie kilka, więc czas oczekiwania na
zabieg nie przekracza 2 tygodni.
Zaraz po świętach zaczynam kolejny cykl zabiegów rehabilitacyjnych -tym razem
jakimś cudem załapałam się aż na trzy tygodnie. No i dobrze, bo ostatnio
miałam nieco problemów.
Zdaniem p.doktora tragicznie brzydko chodzę- a chodzę właśnie tak a nie inaczej
bo przybieram automatycznie postawę, w której najmniej odczuwam ból.
W końcu modelką nie jestem , po wybiegach nie spaceruję.
No cóż, starość nie radość a młodość nie wesele, jak mawiała moja babcia.
Niedługo święta - jeśli oczekujecie najazdu gości, nie sprzątajcie przed ich
przybyciem - odkryłam, że powinno się sprzątać po gościach, a nie przed ich
przybyciem.
niedziela, 6 kwietnia 2014
Siedzę i myślę.....
....niczym przed laty pewna polska piosenkarka. Tyle tylko, że nie rozważam
jak ona problemu : kocha, nie kocha?
Od dawna większość rodaków uważa, że młodzież wyjeżdża z Polski głównie
dlatego, że u nas bezrobocie. A to nie do końca jest prawdą.
Znam wiele osób, które naprawdę miały w Polsce dobrą pracę, zarabiały dobrze,
a nawet bardzo dobrze, a jednak wyemigrowały.
Gdy ostatnio wracałam z Berlina, do przedziału, w którym siedziałam, weszła
młoda osoba - wyraznie była ubrana nieco w stylu subkultury Gotów, czyli
wszystko co miała na sobie było czarne, łącznie z lakierem na paznokciach.
Taszczyła olbrzymią walizę, której żadnym sposobem nie mogła wstawić na
półkę - brakowało jej i siły i wzrostu by ten cel osiągnąć. I od problemów
z tą walizą zaczęła się nasza rozmowa. W końcu udało się ją upchnąć pod ławkę.
Dziewczę wracało z weekendowych koncertów muzyków alternatywnych.
Była zachwycona, ponoć zabawa była przednia, każdy występ był prawdziwym
show, świetne stroje, o ile ktoś lubi wampirze opowieści.
Zwierzyła mi się, że bardzo chce przenieść się na stałe do Niemiec. I wcale nie
z powodów finansowych - ma pracę, zarabia całkiem dobrze ale zbyt wiele
spraw ją tu denerwuje. Najbardziej - brak tolerancji i to niemal na każdym
kroku. Teoretycznie w dużych miastach jest lepiej, bo tu ksiądz z ambony nie
wykrzyczy, że córka Iksińskiej nie chodzi do kościoła a Ygrekowska smażyła
w piątek schaboszczaka zamiast postnej ryby.
Dziewczę wysnuło całkiem prawidłowy wniosek - te wiadomości znoszą księdzu
życzliwi sąsiedzi, ksiądz nie biega codziennie od domu do domu- nie musi,
sąsiedzi wszystko doniosą. Do "skarbówki" też donoszą, tylko co innego.
Tu po prostu brak jest swobody, życzliwości, tolerancji dla innych poglądów , tu
nawet strój innym przeszkadza i to młodych zraża - tłumaczyła mi zawzięcie.
Niestety, ona ma rację.
Czy znacie felietony pana prof. Hartmana? Uwielbiam je czytać, bo są pisane
jasno, przejrzyście, z dużym poczuciem humoru i wielką kulturą. Można je
znalezć w tygodniku "Polityka".
W poprzedni weekend były w moim mieście Dni Ateizmu. Były okazją do
unaocznienia wszystkim myślącym, że jesteśmy wielce nietolerancyjnym
społeczeństwem. I zawsze w takiej chwili zastanawiam się jakiego wyznania
ludzmi są zapełnione, pękajace w szwach, nasze więzienia. Czy to są ateiści,
którzy zdaniem pewnego księdza (Dariusza Oko) są mniej moralni i bardziej
zdolni do popełniania przestępstw?
Czy będąc ateistą lub osobą mającą inne zdanie niż Kościół mam prawo kraść,
mordować, oszukiwać i prześladować innych?
Dlaczego nikt nie chce pamiętać, że etyka istniała jeszcze w czasach wielce
starożytnych, czyli przed Chrystusem?
Być może nie jestem osobą najbardziej tolerancyjną pod Słońcem, ale nigdy nie
namawiam nikogo by przyjął mój punkt widzenia w kwestii religii i Kościoła.
I nie życzę sobie, by ktokolwiek mnie nawracał i narzucał mi swoje przekonania
religijne.
A czy ktoś pamięta ze szkoły kto to był Kazimierz Łyszczyński i dlaczego
zginął? Odpowiedzcie na to pytanie szczerze, nim zajrzycie na strony Google.
jak ona problemu : kocha, nie kocha?
Od dawna większość rodaków uważa, że młodzież wyjeżdża z Polski głównie
dlatego, że u nas bezrobocie. A to nie do końca jest prawdą.
Znam wiele osób, które naprawdę miały w Polsce dobrą pracę, zarabiały dobrze,
a nawet bardzo dobrze, a jednak wyemigrowały.
Gdy ostatnio wracałam z Berlina, do przedziału, w którym siedziałam, weszła
młoda osoba - wyraznie była ubrana nieco w stylu subkultury Gotów, czyli
wszystko co miała na sobie było czarne, łącznie z lakierem na paznokciach.
Taszczyła olbrzymią walizę, której żadnym sposobem nie mogła wstawić na
półkę - brakowało jej i siły i wzrostu by ten cel osiągnąć. I od problemów
z tą walizą zaczęła się nasza rozmowa. W końcu udało się ją upchnąć pod ławkę.
Dziewczę wracało z weekendowych koncertów muzyków alternatywnych.
Była zachwycona, ponoć zabawa była przednia, każdy występ był prawdziwym
show, świetne stroje, o ile ktoś lubi wampirze opowieści.
Zwierzyła mi się, że bardzo chce przenieść się na stałe do Niemiec. I wcale nie
z powodów finansowych - ma pracę, zarabia całkiem dobrze ale zbyt wiele
spraw ją tu denerwuje. Najbardziej - brak tolerancji i to niemal na każdym
kroku. Teoretycznie w dużych miastach jest lepiej, bo tu ksiądz z ambony nie
wykrzyczy, że córka Iksińskiej nie chodzi do kościoła a Ygrekowska smażyła
w piątek schaboszczaka zamiast postnej ryby.
Dziewczę wysnuło całkiem prawidłowy wniosek - te wiadomości znoszą księdzu
życzliwi sąsiedzi, ksiądz nie biega codziennie od domu do domu- nie musi,
sąsiedzi wszystko doniosą. Do "skarbówki" też donoszą, tylko co innego.
Tu po prostu brak jest swobody, życzliwości, tolerancji dla innych poglądów , tu
nawet strój innym przeszkadza i to młodych zraża - tłumaczyła mi zawzięcie.
Niestety, ona ma rację.
Czy znacie felietony pana prof. Hartmana? Uwielbiam je czytać, bo są pisane
jasno, przejrzyście, z dużym poczuciem humoru i wielką kulturą. Można je
znalezć w tygodniku "Polityka".
W poprzedni weekend były w moim mieście Dni Ateizmu. Były okazją do
unaocznienia wszystkim myślącym, że jesteśmy wielce nietolerancyjnym
społeczeństwem. I zawsze w takiej chwili zastanawiam się jakiego wyznania
ludzmi są zapełnione, pękajace w szwach, nasze więzienia. Czy to są ateiści,
którzy zdaniem pewnego księdza (Dariusza Oko) są mniej moralni i bardziej
zdolni do popełniania przestępstw?
Czy będąc ateistą lub osobą mającą inne zdanie niż Kościół mam prawo kraść,
mordować, oszukiwać i prześladować innych?
Dlaczego nikt nie chce pamiętać, że etyka istniała jeszcze w czasach wielce
starożytnych, czyli przed Chrystusem?
Być może nie jestem osobą najbardziej tolerancyjną pod Słońcem, ale nigdy nie
namawiam nikogo by przyjął mój punkt widzenia w kwestii religii i Kościoła.
I nie życzę sobie, by ktokolwiek mnie nawracał i narzucał mi swoje przekonania
religijne.
A czy ktoś pamięta ze szkoły kto to był Kazimierz Łyszczyński i dlaczego
zginął? Odpowiedzcie na to pytanie szczerze, nim zajrzycie na strony Google.
czwartek, 3 kwietnia 2014
Mix
dekoracja na mój świąteczny stół |
na Jej blog, jest tam wiele pięknych kwiatów wykonanych techniką
ganutell.
A ten naszyjnik popełniłam dla pewnej Pusi, w nagrodę za odwagę i
konsekwentną realizację swych planów. Pusiu, wyślę go w poniedziałek.
W tak zwanym międzyczasie popełniłam naszyjnik "etniczny" z howlitami
udającymi zręcznie turkusy .
Poza tym mam nieco rozgrzebanych prac a pewnej młodej damie zrobiłam
różowy naszyjnik. Niestety nie zdążyłam go sfotografować, bo gdy wiązałam
ostatni supełek, został porwany przez mamę młodej damy, która nie miała
ani chwili czasu, bym mogła owe paskudztwo uwiecznić na zdjęciu.
Niewiele straciliście, naprawdę.
Mój mąż musi iść dość szybko na okulistyczną operację. Sprawa była na tyle pilna,
że termin miał wyznaczony na maj tego roku. Jakimś cudem (cuda są w tym kraju
modne) ktoś zaocznie uznał, że sprawa przestała być pilna i termin przesunięto na
maj przyszłego roku. Wniosek - trzeba sprawę załatwić w trybie komercyjnym.
Ale mój mąż z uporem maniaka stwierdził, że przecież po to tyle lat płacił i nadal
płaci składki ZUS by korzystać z usług publicznej służby zdrowia.
Tłumaczyłam, że to sprawa z gatunku beznadziejnych, nagadałam się, natrzeszczałam,
ale uparciuch dziś pojechał na oddział okulistyczny szpitala, do którego ma skierowanie.
Wyłuszczył sprawę, poskarżył się, że coraz gorzej mu z tym okiem, pomachał pani
w rejestracji skierowaniem i... w drodze łaski zapisano go na konsultację okulistyczną
na grudzień tego roku, informując jednocześnie, że i tak operacja będzie możliwa
dopiero w maju przyszłego roku.
Baaardzo był rozczarowany, że znów miałam rację.
Tym sposobem idzie w najbliższy wtorek na konsultację okulistyczną do prywatnej
kliniki, a na zabieg zapewne już po świętach. I znów mi pieniądze wypłyną z konta
i znów będę musiała zredukować swe plany do finansowego minimum.
A tak ogólnie - chyba jednak idzie wiosna!!!!
.
Subskrybuj:
Posty (Atom)