w ręce lekarza domowego, ten bezstronnie osądzi, czy leczenie danego specjalisty pomogło rzeczywiście choremu, jeśli nie — skieruje chorego do innego specjalisty, względnie do szpitala i w ten sposób stale stoi na straży zdrowia oddanego pod swą opiekę ubezpieczonego. Przy systemie tym chory nie jest bynajmniej na całe życie związany ze swym lekarzem domowym, lecz też ma możność leczenia się u innych lekarzy, specjalistów itd., lecz leczeniem kieruje teraz świadomy rzeczy umysł lekarza domowego, który to lekarz może osądzić, czy te lub inne metody stosowane przez specjalistę, względnie innych lekarzy są słuszne i czy mogą przynieść pożytek choremu, którego lekarz domowy przekazał w ręce innych lekarzy. Lekarz domowy, jako fachowiec nie da się zwieść bałamutnymi „gwarancjami“ niesumiennego lekarza i na pewno wytłumaczy każdemu choremu, że te czy inne obietnice są niemożliwe do spełnienia i doradzi choremu, by zdecydował się na takie, czy inne leczenie danej choroby. Lekarz domowy ze swej strony przyjmuje na siebie niesłychanie wielką odpowiedzialność za wynik leczenia chorego i musi dlatego też dołożyć wszelkich starań, by wynik leczenia uwieńczony był powodzeniem.
Weźmy najprostszy przykład. Przywożą do mnie ośmiomiesięczne niemowlę Helenę I. ze wsi M., córkę zamożnego rolnika (nie członka Ubezpieczalni). Stwierdziłem u dziecka dyfteryt krtani, czyli tzw. krup. I tu mogę dać dziecku zastrzyk, i kazać następnego dnia zawezwać mnie do chorego dziecka — przy takim postępowaniu osiągnąłbym korzyści materialne. Ale zdarzyć by się mogło, że dziecko uległo by w nocy napadowi duszności i zmarło by na rękach bezradnych rodziców. Wobec tego uczciwość wymagała, bym wyświetlił rodzicom, że aczkolwiek chwilowo choroba nie jest jeszcze zbyt groźna, to mimo to należy dziecko odwieźć do szpitala, aby w przypadku wystąpienia w nocy duszności mogło dziecko być natychmiast operowane, co jedynie może uratować życie dziecka zagrożone uduszeniem się.
Tak też ma się rozumieć postąpiłem — uszczupliłem przez to mój możliwy zarobek, ale zarówno ja, jako też i rodzice dziecka zdajemy sobie sprawę, że w ten sposób jest wszystko zrobione, by dziecko utrzymać przy życiu. Gdyby rodzice zamiast posłuchać mnie, zaczęli wozić dziecko od jednego lekarza do drugiego, natrafiliby na pewno w końcu na szarlatana, który poleciłby wzywać się parę razy dziennie do chorego dziecka, „gwarantując“ za wyleczenie dziecka i to bez operacji.
Syn pewnej znanej rodziny był kleptomanem, czyli kradł co mu pod rękę wpadło. Ponieważ rodzina chłopca narażona była z tego powodu na wiele przykrości, postanowiono wyleczyć chłopca z haniebnego nałogu. Zwrócono się do cudotwórcy — ten ma się rozumieć „gwarantował“, że chłopca wyleczy po tylu a tylu tygodniowym pobycie w jego klinice i tylu i tylu tysiącach honorarium. Rodzina chętnie zgodziła się na wszelkie ofiary, byle nie mieć ciągłego wstydu z powodu chłopca. Chłopak był określony czas w klinice, po czym wrócił do domu, jako już zupełnie wyleczony,
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/301
Wygląd
Ta strona została przepisana.