Przejdź do zawartości

Boga-Rodzica

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Cyprian Kamil Norwid
Tytuł Boga-Rodzica
Podtytuł Pieśń ze stanowiska historyczno-literackiego odczytana
Pochodzenie Dzieła Cyprjana Norwida
Redaktor Tadeusz Pini
Wydawca Spółka Wydawnicza „Parnas Polski”
Data wyd. 1934
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
„BOGA-RODZICA“
PIEŚŃ
ZE STANOWISKA HISTORYCZNO-LITERACKIEGO ODCZYTANA

«Szlachetne pragnienie musi się w nas
zapalić do przyczynienia się także datkiem
z własnych zasobów, aby powiększonym był
owy bogaty spadek prawdy, obyczajności
i wolności, który odziedziczyliśmy...»
Schiller.

Pierwszymi historykami są poeci, a pod ich nieobecność starcy, dalej kronikarze, i dopiero właściwi historycy; ci, którzy za dni naszych, użaliwszy się, że dotychmiast «historja przez poetów pisaną bywała», zapowiadają jej rzeczywistą prawdę odkryć. Słowa te ich są bardzo obiecujące i oczekiwać na owoce pozwalają.
Atoli w obecnym stanie rzeczy historja jest poniekąd umiejętnością, najmniej mającą podobieństwa do nauki ustalonej. Dowodów ku temu za wiele przyszłoby okazywać z łatwością potoczną. Same określniki zasadnicze, bez których żadna nie istnieje umiejętność, są u historyków tegoczesnych tak dalece niejasne, iż policzać onychże w szereg umiejętniczych środków niepodobna. Wyraz np. «autochtony» jest urojeniem, albowiem nigdy nie było autochtonów i dopiero skutkiem zachwiania tradycyj biblijnych na miejsce «jedynego autochtona» stało się koniecznością dydaktyczną spłodzić autochtonów miljon. Jest to więc nie rozwoju wiedzy, ale systemu wynikiem. Nieprawdą jest podobnież jakoby wędrówki ludów jednorasowemi pokładami człowieczeństwa tam i sam odpieranemi, zaludniły obszary krajów... Tak niekoniecznie było, gdziekolwiekbądź albowiem lud jaki przybywał i osiedlał się, zastawał zawsze słabe, rzadkie, ale odeń na miejscu starsze osady. Dalej, ktokolwiek nie ze samych dzisiejszych pism, lecz i z życia pouczał się historji, ten wie, iż tak zwanych ludzi dzikich nigdy i nigdzie żaden głębszy nie spotkał badacz. Byli to i są raczej ludzie zdziczeli, a nie pierwotnie dzicy. Przemyślni w oszukaństwie i w podstępstwie, wyrafinowani w zadawaniu okrucieństw, biegli w imponowaniu zewnętrzną ciała postawą i tonem. Żadnego podziwu nie mający dla cywilizacyjnych płodów naszych, lecz, i owszem, spokojną tylko pychę, iż wytworniejsze znają użytki... Tacy są przecież rudoskórzy amerykańscy, zarówno nadzy, jak przesadni we wymyślaniu ozdób i strojeniu się, a zewszechmiar ukazujący jakoby ostatnią jakąś modę spotworzonej pod koniec swego bytu, ale kiedyś byłej cywilizacji. Ani, mówię, autochtonów, ani dzikich ludzi, ani jednolitych całości ras, rzeczywiście i prawdziwie te rozejrzawszy pojęcia i nazwy, wcale niema. Lud sam żaden ze stworzenia następstw na swojem miejscu nie wysnuł się — wszystkie przychodnie są i wszystkie spotykają się... Ludzkość idzie... zawsze.
Dlategoto śród tak zasadniczych błędów zarówno czytelnik chce się dziwić, czemu żaden historyk nie wie odkąd rozpocząć swą historję, i zarówno dziwić się temu nie może, albowiem, kto chaosu nie zamknął, nie zna poczęcia. Kronikarze w tym względzie głębszymi są i bliższymi prawdy, ale ci pojęci są płytko, a kroniki Źle odczytane. Wyrażenia, na których częstotliwie oparło się wszystko, bywają zaledwo że w zbliżeniu dotykane z właściwej ich strony. Całe przeto karty pierwsze, np. polskiej historji, są nieodwarte, całe nie z tej samej przyczyny bezwyraźne i obowiązującej siły nie mające. Nareszcie i samo pojęcie człowieka historyczne jest zniżone i obłąkane. Na źródeł brak do pierwotnych kart dziejów użalanie się jest filozoficznym absurdem. Jeżeli albowiem historja tak jest pojętą, iż same jej braki, wyszczerby i przemilczenia nie oświecają i nie mówią, tedy to nie jest wcale umiejętność pełna, ale zbiorowisko inwentarzów mniej lub więcej kompletnych, i których nigdy dość nie będzie. Umiejętności pełność dopiero tam zaczyna się, gdzie i samo jej przemilczenie coś wyraża. Nareszcie regułą jest powszechną, iż, skoro gdzie badania historyczne do tego koniecznego kresu dojdą, w którym ciągle i ciągle też same cytaty tych samych kilku pisarzy starożytnych wkółko powtarzają się, wybija naówczas godzina zamknięcia ksiąg, a otworzenia archiwów kopalnej ziemi i językowych pokładów. Wszelako ruina żadna w Slowiańszczyźnie nie jest historycznie odkopaną...[1]. Odkopanie historyczne a odkopanie ogrodowe są dwie rzeczy. Dla pierwszego niekoniecznie trzeba i samych nawet kształtów gmachu, częstotliwie natura pokładów piasku i atomy onegoż wystarczają. Jest to już dziś umiejętnością, nie dowolną igraszką, a której aby się nauczyć, trzeba i przy wykopaliskach różnych krajów czynnym bywać. Mnogie zaś historyczne europejskie towarzystwa są ku temuż, aby o właściwej godzinie i epoce umiejętności ostrzec czytający ogół — tak, jak zbiorowe ciała ku temu są, aby obowiązującą siłę wyrobić i utrzymać — jak wydawców i księgarzy oświeconych baczność ku temu jest, aby nie dać się przeczerpywać chorobliwym smakom literatury, które, same sobie zostawione, do zupełnej muszą doprowadzać obojętności i do koniecznego bankructwa — tak, jak nareszcie godność osobista oświeconego i religijnego człowieka ten ma publiczny obowiązek, ażeby, nie płaszcząc krańców prawdy, wyznawać ją. To zaś, razem wzięte, zwie się pracą sumienną...

Szczęśliwymi, zaiste, są ci pisarze, którzy mogą trzymać się ściśle przedmiotu głównego i nie ociemniać stylu przez uboczne albo długie wycieczki poza krańce ram właściwych rzeczy. Ta wszelako wielka przyjemność należy jedynie do właści pisarzy szczęśliwych, to jest, w ogóle żywym literatury znajdujących się, czyli przeto w takowym, który nieustanną pracą dopełnia swojego spółpracownika i nie wyniszcza onegoż ani zatraca. Słowem jednem i prostem, jest to tam tylko, gdzie jest miłość i bezosobista potrzeba ciągłego uwielbienia praw postępu, niby ogromna i udatniająca się nieustannie modlitwa wzdychającego za prawdą i wolnością ducha ludzkiego — tam, mówię, gdzie przeto niema potrzeby jednocześnie zajmować miejsce swoje i toż miejsce robić, albo jeszcze pierwej onegoż miejsca przestrzeń uzasadniać.

Żyjemy zaś (jeżeli się nie mylę?) w epoce łatwego czytania rzeczy, płodzonych szybko, ponętnych i głośnych. I to stało się jedną z pięknych pobudek do wywołania równocześnie odczytów, z powodu, iż przy szybkiem umysłowych płodów spożywaniu odczytywać nanowo godzi się. Ta wszelako charakterystyka epoki naszej nie przynależy się szczególnie ludom zachodnim, to jest właśnie tym, które tworzenie rzeczy głośnych, małotrwałych i ponętnych aż do industrji posunęły, z powodu, iż te ludy umieją zarazem świat zarzucić romansami, dorywczem dziennikarstwem i sensualną dramaturgją, — i zarazem wielkie, poważne, cywilizacyjne kroki robić. Literatura owa jaskrawa i przelotna u ludów tych zewnętrzną tylko jest oponą, a przeto umiały one równocześnie hieroglify odczytać nad Nilem, asyryjskie z cegieł podjąć napisy, z mroków islandzkich Eddę v. Eddas zbliżyć do nas i odszukać zarzucone książkami «Nibelungen». Atoli wszystko to objaśnia tylko, gdzie mniej dobitnie lub dobitniej wycisnęła się cecha epoki, lecz bynajmniej onejże nie usuwa. Czytanie, o którem na innem miejscu wypowiedziałem, iż jest sztuką, znajduje się obecnie i pogłównie na stanowisku sensualnej potrzeby i rozrywki. Cechą jego główną w starożytności i aż do połowy średnich wieków było czytanie głośne, deklamacyjne, modlitewne. Tak wygładzano epos i legendę, której stąd osobna idzie nazwa. Czytaniu zaś owemu powinniśmy tok i nastrój wyższy, bo publiczny, tudzież poszła zeń eufoniczna ogólność względem dialektów i ich odcieni, a nawet szczególny rodzaj onkcji, która potem, we wtórej epoce czytania samotnego i badawczego, stała się zarodem rozględnej krytyki i etymologicznych prac poczęciem.
Niezbadaną jeszcze w głębiach swoich, ale istną zdaje się być prawdą, iż postęp twórstwa warunkuje się postępem czytelnictwa. Ażeby mieć bezwątpliwie nowe utwory, trzeba pierw istniejące w zupełności mieć odczytanemi. Te albowiem, które co miesiąc nowemi zwą ludzie, bawiący się czytaniem, lub wydawcy, są odmiennemi tylko, nie nowemi, to jest, iż np. po utworach osnowanych na materjalizmie, następują feeryczne i na mistycyzmie osnowane, lub po patrjotycznych kosmopolityczne i t. p... Ruch taki jest przemianą tylko postawienia się na temże samem miejscu i utwory takowe wcale nowemi nie są. Jest to, zaiste, że zupełnie nowy wynalazek, za cel mający nietylko samemi przeciwstawianiami względów i obrazów, czyli samą tęczy irradjacją, ubawiać i wyniszczać poczucie istotnych potrzeb umysłowych, ale nadto dawać kłamne uczucie, iż takowe przestępowanie na jednem miejscu jest postępowaniem i pochodem. Ostrzec o tem czytający i opinjujący ogół należy do obowiązku zbiorowych ciał umiejętniczych, które ku temu uwzględniane i posiłkowane bywają przez społeczność. I zapewne to rzecz ciała owe sumiennie podnieść zamierzają lub ją podniosły.
Od statecznego, zupełnego i dogłębnego odczytania istniejących już płodów literatury, jak dalece pochód onejże i następna zależy autorska twórczość, to na najpiękniejszym z przykładów łatwo okazać. Podobno, że jedynym z autorów spółczesnych polskich, umiejącym czytanie wyższe, jest Szajnocha. Jemu to gdyby naród za kilka kartek o «Popielu i myszach» («Szkice») ofiarował medal złoty z obywatelską koroną, nietylko, iż takową społeczeństwa przyzwoitością nie byłbym był bynajmniej zadziwiony, ale byłbym ledwo zadowolony. Te wszakże kilka kart Szajnochy, gdyby on sam był dogłębniej je odczytał, powinny były otworzyć lub dać hasło do otworzenia mnogich a wielkich milczeń przedkronikarskiej historji polskiej i powinny były już do teraz całą szkołę wywołać. Nic się jednak nie stało w podobnym względzie i samo nawet tak świetne Szajnochy odkrycie, zamiast dać polot, wstrzymało się.
Przyczyna tego jeżeli leży w obojętności czytelnictwa polskiego, to powyżej, iż autor zatrzymał się na wskazaniu pierwszych liter głównych i uważał za dobre nie posunąć się aż do odczytania całej treści dlatego, iż takowe bez narażenia się na pobłądzenie rzadko się dawało uskutecznić. Ale ja się pytam, czyli ktokolwiek z nas ostatecznie zaręczyć sam może za istotną podawanej przezeń prawdy historycznej pewność i czyli czasowi czegoś zostawiać w próbie tej nie mamy? Gdy, przeciwnie, zdaje się to być pewnością, iż zupełne jedynie i całe treści jakowej określenie powołuje interes czytelników.
Wyraz «mus», w żyjącym polskim języku, znaczy po dziś dzień «pianę» — musować znaczy pienić — «écumeur de mer», zapieniający morze, znaczy pirat. Tenże wyraz «mus» niemniej po dziś dzień w języku żeglarskim znaczy pachołka okrętowego, albowiem zarówno w żeglarskim języku (który jest osobny i słowniki swoje posiadający), jak w całym przyborze i ustroju dzisiejszych okrętów zachowały się w pewnej tylko części dawnego żeglarstwa spadkobierstwa. Szajnocha, toż samo innemi gdy stwierdza wyrazami, cytuje dziewięć egzekucyj, dokonanych przez «myszy» na osobach, mniej więcej zawsze możnych, śród których jest arcybiskupów czterech. Z czego dopiero ten genjalny Pisarz wyprowadza wniosek (niedoczytany), to jest, iż łupieżcy na bogatych głównie godzili. Otóż ten właśnie wzgląd jest zaledwo że podrzędnym i zpewnością że każdemu innemu wojsku i wojownikowi owoczesnemu równie spólnym, jak Nortmanom, tak dalece, iż w niczem on Nortmanów nie wyszczególnia ani nie objaśnia. Przeciwnie nawet, wywnioskować możnaby np., iż pod czasy owe tylko możni, bogaci i omurowani w swoich zamkach załogi potężne trzymać mogli, trzymali i lada myszy nie jadły ich. Dlaczegoż przeto taka plaga choćby na one dziewięć możnych głów upadła?
Nortmanowie, nieco za pośpiesznie nazwani korsarzami, nie byli bryłą rasy, wypełniającej najazd. Coś, zaiste, wyższego ten posiadać musiał, kto, narodem nie będąc, po dwóch krańcach naraz morzami Europe oblegał, na oceanie, Śródziemnem morzu, Czarnem i Kaspijskiem argonaucił (słowo to, argonaucić, nowe jest i może przepraszam za nie) — — kto saracenom Sycylję wziął, a imperatorom greckim i lombardzkim królom część Italji — kto zatrząsł Konstantynopolem, przykazał Anglji i uzasadnił się we Francji, a potem jeszcze w Ameryce Kanadę odkrył i Luizjanę i założył Quebec, kto na polu praw dotrzymał wielkiego trybunału (Echiquier) konstytucję i okrzyk «haro!»[2] — tudzież na dzień wielki chrześcijaństwa «Diex el volt!»[3]
Północy syn, Nord-man, skandynawski «viking», zatok król (vik — zatoka, king, kyning, könig), nietylko umiał nawoływać wielkie burze i ciemne noce, by nastrajać wtedy żagle swoje, i nietylko w religji miał swojej, iż śmierć na spokojnem łożu (strädod) obrzydła jest niebiosom; miał on jeszcze dogmaty, zawiązujące towarzystwo: słowa dotrzymać rycerskiego — przeniewiercą brzydzić się — sponiewieranego, uciśnionego, wdowę i sierotę ochronić i pomścić...
Bystro wyraża się o strategji Wikingów historyk, mówiąc: «La terreur marchait devant eux et subjugait par avance...»[4]
Wiedzieli oni dobrze, i «par avance...»[5] przez «musów» swoich, że, gdzie, na kogo i zaco skoro boży sąd upadł, albo zostanie on mimo dostojeństwa i mimo bogactw we wieży swojej odbiegniętym przez załogi i lud w godzinie próby, albo, co straszniejsza, umiejętnem a dwuznacznem milczeniem rzeszy i opóźnieniem ratunku przejdzie w groźne Wikingów ręce[6]. Monarchowie tak nieraz podsuwali Nortmanom całe te prowincje swoje własne, które zasługiwały na niełaskę, a nieinaczej czynił i głos ogółu tej lub owej miejscowości względem możnych. Stąd to i u kronikarzy w zapisywaniu zdarzeń o «myszach» jest niejaka metaforyczność i oględność wielce delikatna. Jakoż z wielości to ciał potrutych, które się wodami jeziora rozpłynęły, wyszły były natychmiast myszy owe, co, nibyto (niekoniecznie z wielkim zapałem i przez całe pospolite ruszenie narodu) bronionego monarchę zagryzły!...
Wieści o sprawach miejscowych od brzegów Polski dochodziły były w dnie jarmarków nawet i do samego świętego miasta Odyna.
Adam Bremeński mówi o mieście Birka: «Miasto położone w środku Szwecji, opodal Upsali, świątyni najsławniejszej u idolatrów Sueonów, tam, gdzie golf barbarzyński, czyli bałtycki, ciągnie się ku północy...
...droga jest niebezpieczna... i wszelako najpewniejsza z dróg u brzegów Szwecji — tam okręty duńskie, norwegskie, słowiańskie, tudzież Sembów (mieszkańców Prus) i innych scytyjskich ludów zatrzymywać się zwykły dla jarmarków, na których jest wymiana produktów ziemi».
«Witalisy» późniejsze (przyjaciele bozi, a nieprzyjaciele ludzkich względów) byli już arcyupadłem i nieumiejętnem religji Wikingów naśladownictwem. Siły historyczne tak dziwnie bywają trwałemi, że, gdy Byron tworzył typ korsarza, i on sam i krytycy utrzymywali, iż na widoku miał jakiś typ idealny, gdy tymczasem było to tylko idealne określenie normandzkiego człowieka, którego Byron we krwi swojej nosił — i nie więcej.
Wyznałem, iż szczęśliwymi są ci pisarze, którzy mogą bezzbocznie samego się przedmiotu trzymać; przyszło jednak rozszerzyć niniejszy wstęp i o napozór ustronnych mówić rzeczach, przeto, iż za cel mam rozejrzenie i odczytanie starożytnej pieśni polskiej «Boga Rodzica», od ośmiuset lat z różnym wygłaszanej zapałem lub z różnego stopnia i rodzaju uwagą czytanej. Do ila zaś zbyt długim albo niewystarczającym ten wstęp jest, okaże się to dopiero w ciągu rzeczy.
Mniemanie jest moje, iż pomimo akademickich definicyj i skrzętnych poszukiwań, nie ma jednak lud żaden onej właściwej epopei, która skarbem jest Greków. Są zaprawdę arcypiękne i napozór podobne do epopei utwory, to późniejsze, to starożytne, tak, iż one, w sensie potocznym mówiąc, za należące do tegoż samego dzieł rzędu liczy się. Nie przyjmuje ich jednakże sąd ściślejszy. Obraz z nich literacki złożyć można, lecz poddać pod krytykę niebezpieczna. Atoli porówni mniemam i widzę, że każdy lud, jako Grekowie, jeżeli nie tak wytwornie upojedyńczoną epopeję, to onejże żywioły lub pracę posiada, i że epopeja przeto jest żywotnym warunkiem ludów historycznych, który tylko najformalniej u Greków wyraził się, ale niemniej każdemu jest właściwym. Policzyłbym zapewne Torquata Tasso i Cervantesa nawet, i Mickiewicza lub Słowackiego między epopei twórców, lecz tam, gdzie i o samym Wirgiljuszu możnaby nie zwątpić. Sąd jednakże właściwej krytyki estetycznej nie może być na stopę zwykłego poglądu literackiego.
Epopeja jest utworem nastroju wysokiego, opiewającym bohaterstwo, o czynności jednej i wybranej jako określnik całości jakiej sprawy, obchodzącej naród i epokę. «Achilla gniew!...» jest wszystko.
Nadto ma ona jeszcze rozwojowe warunki intrygi, osi, czyli węzła swojego żywotnego, a po szczególe inwokację i zaklęcie. Cudowności także używa, lecz i sami to gramatycy zgodnie przyznają, że «poecie tej tylko cudowności używać wolno, w której sam wiarę pokłada».
Tu, ażeby wstęp mój, i tak już nieco przydługi, uhamować, wypowiem, że powyższa definicja znacznych rozszerzeń dziś wymaga. Że formalnego potomstwa taka (lubo właściwa) epopeja nigdzie nie ma. Że praca ta jednakże, wszędzie istniejąc, stanowi u ludów innych rodzaj wielkiej księgi narodu, choćby księga taka nie była sposzytą w jeden tom. Że moralnie wszędzie ona istnieje i istniała. Niekiedy nazywają ją i «literaturą»... Pochodzi to z przyczyny, iż nietylko pojedyńcze umysły pracują, ale i wzajemne ich ześrodkowanie i całość... Tak pojęta epopeja zda mi się opiewać dzielność jakowego ludu, a dzielność jest to jego praca i nabożeństwo. U Homera też, dwie te rzeczy gdyby odjęło się, zostałby romans lub powiastka.
Dla tychto więc zasadniczych elementów i ażeby do pierwotnych źródlisk epopei polskiej przybliżyć się, biorę sobie za cel rozejrzenie i odczytanie pieśni «Boga Rodzica» ze stanowiska historyczno-literackiego.

TEKST.

BOGA RODZICA, DZIEWICA, BOGIEM SŁAWIONA
MARYJA — U TWEGO SYNA HOSPODYNA
MATKO ZWOLONA,
MARYJA — ZIŚCI NAM — SPUŚCI NAM
KYRJE ELEJSON TWEGO SYNA
CHRZCICIELA ZBOŻNY CZAS,
USŁYSZ GŁOSY, NAPEŁNIJ MYŚLI CZŁOWIECZE,
SŁYSZ MODLITWĘ — JENŻE CIĘ PROSIMY,
TO DAĆ RACZY — TEGOŻ PROSIMY:
DAJ NA ŚWIECIE ZBOŻNY POBYT,
PO ŻYWOCIE RAJSKI PRZEBYT,
KYRIE ELEJSON.


Skarbnica archeologji żywotnej, Kościół katolicki rzymski, przechował nam najstarszą formę literacką nazywania rapsodów od wyrazów pierwszych wiersza pierwszego. Przed papieskiemi bullami uznane za ogólną własność hymny, rapsody, pieśni i jakoby do wielkiej księgi narodu policzane, wyzywano po pierwszych onychże słowach. A to ze źródła tego, iż śpiewający pierwszy zagajał jakoby chór lub uwagę czy uciszenie się zboru powodował, wyzywając, co ma być głoszone. Tak np., jakoby dziś gdziekolwiek polski lud zebrany miał się do pieśni i jakoby pierwszy śpiewak zawołał: «Kto się w obronę!», intonując przez to dawidzki psalm według tłumaczenia Kochanowskiego.
Pytanie jest wielkie, acz w tem piśmie osobne i które po części tylko tu nadmienię: czyli Odysseja w obyczaju wulgarnym u Acheów nie nazywała się, jak my ją piśmienne zowiemy: «ΟΔΥΣΣΕΙΑ» — ale raczej: «῎Ανὂρα μοι ἕννεπε»...?
Wytłumaczenie to nazwy hymnu świętego Wojciecha zarazem jest od pierwszego słowa dowodem, do ila ta pieśń żyła w duszach i od jak nieskończenie dawna do wielkiej księgi narodu należała.
Wyraz «Bogarodzica», wyrzeczony po pierwszy raz na krakowskim rynku, a potem powtarzany «wszerz i wdłuż całej Polski» ówczesnej (oprócz Gniezna), bez pominięcia «najmniejszego nawet sioła» (Długosz w «Dziejach»), gdzie przez lat 3 jako Zbawiciel ewangelizował św. Wojciech: wyraz ten «Bogarodzica» tłumaczył naraz wszystko zbierającemu się ludowi. On, że «dobra nowina» jest potwierdzana albo i przyniesiona, głosił sam przez się. Słowa zaś wielkiego męża bożego «prędko po całej rozchodziły się krainie».
Co więcej, mniemanie jest moje, ze starannego uważania budowy ogólnej hymnu «Boga-Rodzica» powzięte, że składa się ten poemat modlitewny z części dwóch. I że pierwsza część, poczynająca się od wyrazu «Boga-Rodzica», zaokrągla i zamyka sens swój pierwszy na finalnym obrazie ostatecznych widzeń skroś nieba «tam», gdzie już tylko «widzenie Twórcy anielskie bez końca!...» a po jakowem słuszna jest, iż nietylko żaden Dante ni Calderon, ale nawet i ścisły teolog, nie potrafiliby czegokolwiek za rozwijające tęż samą treść dalej uznawać. Jakoż po takowemto tej pierwszej części zamknięciu spoziera jeszcze raz oko śmiertelne na padół, mówiąc z westchnieniem: «Tu — — się nam zjawiło djable potępienie!»
I rozpoczyna się odtąd część wtóra tegoż samego poematu, taż sama treścią, ładem i żywotnością teologji, ale we wszystkiem bliższa warunków historji doczesnej kościoła wojującego i pasji boskiej. I ta znowu po wtóry raz zamyka się, jak pierwsza, po siedemkroć wyśpiewywanem «Amen» przez wyznawców i chóry radujących się sił niebieskich przy odwarciu bram raju.
Zbudowanie takowe dwóch sfer hymnu arcywidoczne jest choćby tylko z przyczyny dwóch ostatecznych końców treści.
Pierwszej przeto części pierwszego wiersza słowa pierwsze dają nazwę rapsodu sposobem bull papieskich i początkują inwokację przez tę patetyczną formę deklinacji, która zamiast piątego przypadku używa pierwszego. Zamiast odrazu «O Marjo...» jest jeszcze trzykroć pierwej imię w przypadku pierwszym, lub przymioty, toż imię zastępujące, co daje tym sposobem wyraźną litanję wstępną:

Boga Rodzica dziewica!
Bogiem sławiona Maryja!
(u Twego Syna hospodyna)
Matko Zwolona —
Maryja!...
Ziści nam — spuści nam:
Kyrie Elejson...
Twego Syna, Chrzciciela, zbożny czas.

Zupełne zbliżenie tych wyrazów «Syna» i «Chrzciciela» cechuje epokę ewangelizacji u Słowian, gdzie syn Zacharjasza i Elżbiety nie uprzedza o nieco czasu Zbawiciela, ale gdzie chrzest i Chrystus razem się jawią. «Zbożny czas», nietylko w tymże tu jest sensie, ale opiewa on zarazem i czas zbiorów zboża, raz z powodu, iż wszystko w tej pierwszej części poematu kreślone jest na jednem tle sielskiem i kmiecem, drugi raz, iż odnosi się to wyrażenie do podobnego jemu lub wzorującemu je, u Mateusza (IX, 38): Proścież tedy pana żniwa, aby wysłał robotniki na żniwo swoje — czyli — «u Twego Syna» — pana (hospodyna) ziści nam, «spuści nam — — zbożny czas...» — czas zbiorów zbóż, należących do «pana żniwa» — «dominum messis».
«Kyrie elejson», które w tej pierwszej strofie części pierwszej użyte jest dwukrotnie, a później już w całym ciągu pieśni nie powtarzane, raz zamyka wstępną litanję, która może w oryginalnych pierwszych rękopisach była lub bywała dłuższą i więcej rozwiniętą, drugi raz zdaje się być muzykalnym strofy odcinkiem. Że albowiem ta pieśń długo i częstotliwie była śpiewaną, to znać jest na niej samej, tak, jako dziś ją mamy, i to każdy, nieco we filologji biegły, zapewne uważył.

«Usłysz — Głosy...
«Napełnij — Myśli...
«Słysz — Modlitwę!

Stopniowanie to umyślne, bo które jeszcze pierwej spotyka się we wyrażeniach po sobie idących «ziści», «spuści», jest tak prawie że bezprzykładnie pięknem i arcydzielnem, tak zarazem głębokiem i estetycznie udziałanem, iż, gdyby tylko te jedynie z całego utworu wiersze zostały, już umielibyśmy wyraźnie poczuć, dlaczego i Wujek, i Skarga, o tej pieśni gdy mówią, są w niejakim zachwycie, ze stylu ich, słów i określeń do dziś czytelnem.
Jest to, zaiste, że prawdziwa i podobno jedyna, jaką posiadamy, glosa pierwochrześcijańska.
I dlategoto dalej po takiej glosie idzie już to jęczenie, które bywało u pierwszych chrześcijan stopniem pewnym i przymiotem glossolalji właściwym — — «jenże!...» czyli: jęcząc prosimy Cię... i stopniowany jeszcze docisk jęku: «to dać raczy, tegoż prosimy...»
Rozjęk zaś takowy, modlitwą wewnętrzną i śpiewem ustopniowany, należał był tak nierozłącznie do modlitwy śpiewnej, jak niektóra część białego ręcznika, jakiej używa kapłan przy mszy św., początek swój wzięła od potrzebnej chusty do ocierania łez. Czytanie pomników albo musi się archeologją żywotną posiłkować i oświecać, albo pozostać użalaniem się na brak źródeł (których częstokroć jest za wiele) i, nie odczytawszy prawie nic, wszystko obmierzić, bo uczynić i sławnem i nieznanem[7].
Nieocennie drogą jest to rzeczą, iż w najpierwszych trzech słowach pieśni: «Boga — rodzica — dziewica» lat temu osiemset był już obwołanym dogmat, o którym, skoro za dni naszych stało się solenne i pontyfikalne kościoła orzeczenie, wielu ze spółczesnych publicystów jakoby «o wynalezionym nowo» dogmacie prawiło!...
Do osobnego zaś podniesienia należy w tym ustępie użyty wyraz: «hospodyna». Wyraz ten jest podobno jednym z najstarożytniejszych fragmentów pierwosłowiańskiej cywilizacji, lecz u Polaków, gdzie się społeczność wcześnie uzasadniać poczęła, wyraz ten wcześnie się rozmnożył na «gospodarzy» i jedną z pierwotnych swoich stradał godności. U południowych Słowian dłużej trwał on w jednem z pierwszych znaczeń swoich, ale na Wołoszczyźnie i to znaczenie spotworzyło się tak, iż niektórzy etymologowie, pod jednej epoki wpływem będący, tłumaczą «hospodar» od greckiego i bezpośrednio wyraz ten z «despotą» łączą. Indziej wybrzmiewa on jeszcze: «pan — sir — mon-sir v. monsieur».

Atoli pierwsze, kardynalne znaczenie słowa tego wiązało się było z praktyką pierwszych religijnych zasad. Gościnność na początku nie była samem tylko uczuciem i obyczajem, ale religijną praktyką, osadzoną na tej wierze, iż bóstwo może posyłać ludzi wędrownych, czy, jak później usubtelniono, przybierać ich zewnętrzność i że posłańcy czyli aniołowie przyjmowani być mogą w gościnnych domach pod mniemaniem, iż ludzi przyjmuje się. Ci zaś bez zostawowania darów nie odchodzili i należało baczność mieć dla wszystkich czujną i ochotną. «Gospodyn» jest to «gość a pan», «a jedyny» — we skandynawskiem dobrzmieniu «gość a Odyn» — a w dobrzmieniach innych jeszcze toż samo. Nie, ażeby etymologii wiele miał jeden wyraz, ale iż starożytność wyrazu udziela mu wielu wpływów wielu epok. Hospodyn jest to hebrajski «Emmanuel» poniekąd, wyczekiwany i spodziewany gość, ale i pan — ku czemu, po przemianie praktyk religijnych, pozostało już obyczajowe, ale arcystare przysłowie: «Gość w dom, to Bóg w dom», a to jest: «gospodyn». Nazwa ta po żeńskiej stronie pozostała z powodu małżeństw chrześcijańskich, które z jednożeństwem uidealizowały kobietę («gospodyni») i niejako anielski charakter przyznały jej.

TEKST.
NARODZIŁ SIĘ DLA NAS SYN BOŻY,
W TO WIERZYI, CZŁOWIECZE ZBOŻNY,
IŻ PRZEZ TRUD — BÓG SWÓJ LUD
ODJĄŁ DJABŁU Z STRAŻY.
PRZYDAŁ NAM ZDROWIA WIECZNEGO:
STAROSTĘ SKOWAŁ PIEKIELNEGO.
ŚMIERĆ PODJĄŁ, WSPOMNIAŁ CZŁOWIEKA PIERWSZEGO.
JESZCZE TRUDY CIERPIAŁ BEZMIERNE,
JESZCZE BYŁ NIE PRZYŚPIAŁ ZA WIERNE,
AŻE SAM BÓG ZMARTWYCHWSTAŁ.

Wyrażenie, iż Syn Boży «dla nas» narodził się, jakimkolwiekbądź tonem określające wyłączność, zatrzymywać nie może teologicznej myśli, ale jest ono niesłychanie ważnem dla historyka. Owszem, wątpię zupełnie, ażali, bez wyrozumienia historycznego tych słów, można jakąkolwiek mieć pretensję do oświeconego patrjotyzmu, który, jeżeli nie jedynym jest celem historycznych prac, to pewna, iż z głównych nie ostatnim. Dla Betleemu pod panowaniem rzymskiem i dla Sanhedrynu w Jeruzalem, nie tak zaświtała gwiazda Pańska, jako dla wschodnich trzech książąt i mędrców. Inaczej okazał się Zbawiciel na Via Appia w Rzymie, kiedy już w powietrzu siarczył się pożar miasta i gotowały się początki dziesięciu prześladowań krwawych, ażeby, z tych wyszedłszy jako w purpurze, wywalczał nią nanowo chrystjanizm u genjalnych impostorów i u pełnych talentu herezjarchów.
Nowy i zupełnie starożytnemu państwu nieznany stopień posłuszeństwa trzeba było nadto doskonałemu rzymskiemu przedstawić urzędowi, a skromną męczeńską niezłomność pompatycznemu heroizmowi. Ze wszechmiar wyrobionej elokwencji przeciwstawić zdrowe i szerokie słowo Ojców Kościoła, a attykom przeciwstawić apologistów. Metaforyzm przeto wyrażenia, iż «narodził się dla nas Syn Boży...» w tymto sensie znaczenie ma i osobne, i niepoślednie.
Prawda, jako meteor Epifanji[8] nad arameńskim starożytnym światem przeszła, objawiła się we wybranem izraelskiem człowieczeństwie, ale już ona we wszystkie historyczne i cywilizacyjne potęgi od stóp do głów oblekła się była pierwej w sferze grecko-rzymskiej, nim pojrzały na nią i pokłoniły się ku ziemi ludy podpółnocne, nim północne na chwilę osłupiały, na chwilę wyzwały ją na nierówny, lecz szczery i rycerski pojedynek, lub, po rozmyśleniu głębokiem, rzekły jej «amen». Szwedzki Olof na zgromadzeniu ludu, na lingu jeneralnym, na allshärjarting, przedstawia kwestję chrystjanizmu. Rzucone są gałki losu i kwestja na porządku dziennym stawa.
Wtedy podnosi się jeden starzec, w te słowa mówiąc:
«Usłuchajcie!... Ty, narodzie, i ty, królu!... Wiemy już wszyscy, iż chrześcijański Bóg spomaga tych, którzy weń wiarę mają. My dowody tego mieliśmy i w niebezpieczeństwach na morzu, i w innych... Zacóż to odrzucać, co nam użyteczne być może lub gdzie indziej tego poszukiwać, co samo do nas przyszło? Niejeden już z naszych, ażeby o tej religji nowej powziąć języka, udawał się aż do Dorstadu — a przeto to wam radzę, ażebyście przyjęli wdzięcznie sługi tego Boga, który wielmocniejszym jest nad wszystkie inne, którego zachowanie zawsze jest mieć dobrze, skoroby się inne bogi sprzeciwnemi dla nas okazały».
Na mocy tychto słów, ogromnym oklaskiem całego tingu utwierdzonych, rozpoczęła się ewangelizacja Szwecji.
W Danji cesarz Otton I-szy, pobiwszy Harolda, kładzie możność ewangelizowania narodu za warunek istnienia jego i korony. I miecz odpiera mieczem. W Norwegji świtający jej chrystjanizm tak ze wszechmiar groźną i otwartą spotyka postać ludu, iż chrześcijański Jarl Hakan nie ośmiela się wiary i celów swoich wyznać na publicznym tingu. Owszem, wyciąga rękę ponad sakryfikatorski kubek starców i, dla sumienia swojego, krzyż zakreślając w powietrzu, daje ludowi zrozumiewać, iż czyni znak młota odynowego... Alić tamże Olof Tryggwason inaczej rzecz tę rozstrzyga: «...Chcecie (mówi do zgromadzonych), ażebym jako Hakan Jarl w ofiarowaniu idolatryjnem udział bierał? Czynić to gotów jestem i immolować będę nie już podrzędne jakie ofiary niewolników, lecz naprzykład sześć najwyżej podniesionych głów śród szlachetnych waszych przywódców. Temu zaś gwoli, myślę, że idole się uradują!...» A to rzekłszy, gdy sześciu z pierwszych w tłumie mężów skazał na gardło, pochrzcili się.
Północny człowiek nieinaczej i w Ultima Thule z krzyżem się potkał. Thormod wylądował w Islandji, z desek kościół postawił, odprawił mszę. Potem siedmiu klerków z kadzidłami wyszło na przodku w miejscu idolatryjnego zgromadzenia i obwołanem zostało chrześcijaństwo jako obowiązujące wyspę. Spółcześnie, iż wulkan cisnął był ognie, wróżyli jedni, że bogowie za Odyna czcią się ujmują, drudzy, iż nowy bóg z mocą wziął królestwo. Naówczas Thorger, mąż idolatryjnemu prawu wierny, wysłuchawszy te i owe wnioski rzeszy, cofnął się do namiotu swojego i, na głowę płaszcz arcykapłański zarzuciwszy, pozostawał tak, milcząc, jedną noc i jeden dzień. Zaś dnia następnego podał ludowi prawo, obowiązujące wszech-Islandję do przyjęcia chrztu i chrześcijaństwa z obaleniem posągów i świątyń i z uderzeniem bannicją, ktobykolwiek o ofiarowaniu bałwanom był przekonanym. Wielką wszelako nędzę ludu islandzkiego mając na względzie, przyzwolił on pożywać jeszcze mięso konia i eksponować dzieci zwyczajem dawnym.
Rzecz ta gdy przez cały ting jednomyślnie została przyklaśniętą, Thorger uchylił czoło i przyjął chrzest.
Moc ubóstwić — męstwo dla samegoż męstwa praktykować i energją dzielności upajać się — że jedynym było dogmatem walhalicznym, przeto i chrześcijaństwo tam nie weszło, jak do Aten lub Rzymu, ale raczej z sądem i z mieczem, pomiędzy twarde, siwe krocząc skały i pod niebem, ciężkiemi chmury osłupionem. Jeżeli wszelako to, co rozsądkiem nazywa się, może być przyrodzonym i etnograficznym darem, tedy zaiste że tylko północny człowiek jest z przyrodzenia rozsądny.
Arameeński mąż, Heber, Abraham, na czemś więcej, niźli na rozsądku, osadzał się, kiedy mu przychodziło wyjść z Chaldei, lub na syna własnego podnieść nóż. U Greka rozsądek jest wynikiem estetycznej symetrji, ale żaden grecki bohater przez rozsądek nie słynie pierworzędnie i raczej przez zapał tylko lub przez dowcip. Rozsądek nareszcie Rzymianina zależy na patrycjalnej ciała powadze, na panowaniu nad sobą samym i na dyplomatycznej mierze słowa, jakoby tam nie zapominać umiał szlachcic o pontyfikalnym swojego pochodzenia obowiązku. Zaiste, że te osobliwe genjusze ludów dopiero się w całej posągowej ich nagości wtedy ogląda, kiedy do nich chrześcijańskie światło zbliżyło się, ten, a nie inny, uwydatniając profil postaci. I dlategoto arcy jest godnym rozejrzenia wiersz ten «Boga-Rodzica», że «narodził się dla nas Syn Boży».
Świadomość ta, iż zewszechmiar prawomocnie — i nieledwie powiedziałbym, że właściwie i rozsądnie — do podpółnocnych ludów ewangelizowanie ich nadeszło, należałaby do prostego rozglądu samychże historycznych następstw albo do obecnej o nich wiedzy i nic w sobie nie miałaby dziwnego ni osobnego. Wszelako, jeżeli sam apostoł, na miejscu i w czasie czynności swojej świętej będąc, tak samo o przyjściu chrześcijaństwa do Polski powiada i za nieuniknione koniecznie je uważa, tedy godzi się i można to poczytywać za charakter godziny, w której słowiaństwo polskie do chrześcijańskiego ogółu przystępowało. Zaś pracy tej i po szczególe niniejszego tejże pracy paragrafu właśnie iż myśl ta celem jest. We wypowiedzeniu albowiem, iż «narodził się dla nas Syn Boży», widzieć chcemy nas samych onejże godziny ku temu zgotowanych. (Constant. porph. de adm. imp. 63). «We Wiślicy (podobno tej samej, w której o wiele potem późniejszy Łokietek miał widzenie Matki Zbawiciela) we Wiślicy, stolicy Wiślan, nad Nidą, rządził Wyszisław v. Wyszewit, Βονσεβουτξες, bałwochwalca, który, wyszydzając chrześcijaństwo, szkodził onemuż. Do niego apostoł Metodius te słowa wyraził mówiąc: «Radzę-ć, synu, ochrzcij się sam i na własnej ziemi twojej... Albowiem, gdybyś tego nie dopełnił, tedy będziesz ochrzczonym, lecz na cudzej... I naonczas mnie spomnisz». («Krestiti synu woleją swojeją na swojej zemli — da ne plenen nadmi budieszi kreszczen na zemli czużej... pomeneszi me!» (Method. — u Polewoja).
Nie było to więc ani tajne samymże wiary ś-tej krzewicielom, ani oni tego uważali za niewypowiadania godne, iż do słowiańskiego ludu Chrystus przyszedł w majestacie i w mocy.
«Północ» w sensie biblijnym oznacza stronę mężów i grzeszników; jakoż, dla człowieczeństwa przyszedł Zbawiciel i nie dla nie potrzebujących lekarza lekarz.
Łatwość przeto tę zapewne bacząc, z jaką słowiańskim dane było ludom przystąpić do chrześcijańskiej ogólności, — obwołuje dalej pieśń apostoła, aby nie zapominano, iż «przez trud Bóg swój lud odjął djabłu z straży».
I staranniej jeszcze kładzie na tem przycisk, aż w Kościele Cierpiącym tęż samą treść podnosząc po śmierci: «Jeszcze trudy cierpiał bezmierne, Jeszcze był nie przyśpiał...»
Podobno, że po wszystkie czasy u umiarkowanego naturalnie temperamentu Słowian, a zwłaszcza i dlatego Słowian geograficznie środkowych, bywało rzeczą łatwą zyskać ogólne przykłonienie się. Czy to jest dobrze albo źle, tu nie roztrząsam, ale pewną jest rzeczą, iż ostatecznie wszystko za ogólnem przyznaniem od najdawniejszych czasów u nas się rozstrzygało. Samowładztwa nawet najwyższe były z elekcją razem. Słowianin zasadę tę, która z natury swojej miała być naturalnym despotyzmu hamulcem, aż do przymusu sam posuwał — tak dalece jest ona u niego główną. Wybór «Piasta» na końcu bieżącej historji polskiej jest tenże sam, co Piasta kruszwickiego albo Czarnego Leszka... (Tratka, 1279, mówi: «Po Bolesławie przez wybór nastał Leszek».) — I dlatego «Piast» za ostatniej epoki królów, jako okrzyk zarazem i jako idea już wybrzmiewa. Podobno, iż narody w kardynalnych kryształach swojego zasadniczego principium nie odmieniają wcale — podnoszą je, rozwijają, doskonalej lub mniej doskonale aplikują, lecz nie zmieniają.
Ku północy i morzu, ku południowi i jego słońcu opór, jaki stawił Słowianin chrześcijaństwu i ewangelizacji, zapewne był więcej stanowczym i wyraźniejszym. Co do właściwego «skruszenia bałwanów» na słowiańszczyźnie środkowej, wiele jest w tem kronikarskiem wyrażeniu do istotnego odczytania. Książęta nowopochrzczeni zamach ten przejęli od braci monarchów, gdzie on twarde granity za cel miewał. Świątynie były wprawdzie niekoniecznie, jak one opisywali wędrowni kupcy w swoich bogatych opowieściach, lecz na pośrodkowej słowiańszczyźnie arcymało w świątyniach tych było do kruszenia. Co innego jest symboliczny pierwszy zarys budownictwa, a co innego właściwa architektura. Wyprowadzenie «komina» na dach dopiero za Łokietka w powszechne użycie wchodzi, lubo symboliczne budownictwo leży i w posadach mogił. Toż samo jest i co do pisma, które zawsze i wszędzie z budownictwem ma związek. Litera, w umiejętniczym i obowiązującym jej sensie, niekoniecznie swoje ugruntowanie znajdowała była w umyśle i temperamencie Słowian, lubo że przedchrześcijańscy Słowianie mieli swoje «pisania», jakkolwiek nie odnalezione dotąd, ja najmniej nie wątpię o tem. Z poszukiwań własnych, gdyby ramy tej tu rzeczy dozwalały, zdołałbym mówić w tym przedmiocie. Najstarsze «runy» pisały się wkrąg koła (patrz np. «kalendarz runiczny») i kreślone były jako wełna strzyżonego barana ofiarnego, zwijana wkrąg i rozwijana, co dlatego wybrzmiewa: «Runo wełny...» Nie uważam także za wieści «czcze» i «podstawy nie mające» (według zdania pisarzy naszych), jakoby Bolesław Chrobry kazał był jakieś z czasów pogańskich «księgi popalić», lubo «deski» te albo ich szczątki nie są znalezione. Dzisiejszem zapewne pismem Bolesław «wydawał edykty», ale jakiemi urobionemi w społeczeństwie drogami i środkami edykty te roznosiły się i na prądach jakiego sposobu publikowania onychże, to z istotną ścisłością nie jest jeszcze dotąd rozejrzane. Atoli monarcha ów doraźnie i ręką silną cały jakowyś zborny porządek rzeczy przełamał i stłumił, skoro tenże za pierwszem stanu osłabieniem zgarnął się był natychmiast w dawne koła i pod pierwosłowiańskie cechy i znaki, za Masława, z którego kosami (herb «kosy») podniosło się przeciwchrześcijańskie oddziałanie. I ogół to ten sam, cały odwrócił się przeciw kościołom, który temu kilkadziesiąt lat tylko (czyli w historji jakby zeszłego miesiąca) ze świętym Wojciechem całą wiecą narodu «Boga-Rodzica» śpiewał, a teraz zapewne pierwotny onej rękopis wraz z «fundacyjnemi dokumentalni i pierwszyeh przywilejami biskupstw» (Długosz II. 96) płomieniami pożarów zatracił. Lecz to jest zarówno i tenże sam ogół, który niemniej, skoro po dobie upamięta się, wyraz «hospodyna» (podobno, iż jedyny w polskiej poezji, a w onejże użyty pieśni wielkiej) odpomni nanowo w hozannie dla Kazimierza («A witajże nam, witaj, miły gospodynie» — Bielski).

Tak łatwy to umysłów ogół na względzie mając, zarówno wypowiada święty poeta, iż «narodził się dla nas Syn Boży», i zarówno coraz to silniej dodawa, aby pamiętano, «iż przez trud... i przez bezmierne trudy» utwierdzają się w ludzkości owoce dobrego poselstwa i dzieło zbawienia gruntuje się.
Wyrażenie «starostę piekielnego», lubo wobec rozbioru treści, który tu podjęliśmy, jest podrzędne, godzi się wszelako zważyć jako dowód zupełnie swobodnej wolności słowa i naciskiem żadnym zewnętrznie nieupodejrzliwionej. Godność albowiem starostów jest arcysłowiańska i pierwotnie od powagi wieku samego pochodząca, a którą to po szczególe przedchrześcijańska moralność do zupełnego doprowadzała despotyzmu, tak, iż starzec starszy rozkazował jeszcze młodszym starcom, i że przeto moralny sens w archeologicznym tracił się wątku. Urzędy, z tegoż wprost wyrosłe, nazbyt w kwalifikacjach swoich objęły były prawo przedawnienia. Zaś chrześcijańskie pojęcie o godności wieku na szerszej się uzasadnia prawdzie. Literalnym nadto powodem, iż użyto tego wizerunku «piekielnego starosty», stała się i ta wierność świętemu pismu, jaka obok filozoficznej i poetycznej twórczości autora w całym utworze jego ciągłe napotyka się. Starosta tu albowiem odpowiada (u Ew. Mateusza XII. 29) mocarzowi w grodzie obronnym, którego złupić nie może człowiek, «ażby pierwej związał mocarza onego», czyli, jak wyraża pieśń: «starostę skował piekielnego».
Szczegółem tym jednego wyrażenia — nie oddalając się zanadto od głównego w tej strofie i pogłównie tu rozglądanego poetyckiego sensu we wierszu, iż «narodził się dla nas...» — winniśmy domieścić, iż święto Narodzenia Pańskiego jest «jedynem świętem Północy», pod osobną ta nazwą u wszystkich chrześcijańskich znanem wyznań.
Jakoż, gdyby kto w czas wigilji, o tej właśnie mistycznej nocy, podniósł się nad glob na wysokość, z którejby mógł północny jego obejrzeć profil, zobaczyłby od odległych krańców Kanady przez ocean, grupę angielskich półwyspów, Skandynawję, Germanję, Polskę, i przez Polskę aż do niektórych osad syberyjskich wielkie jedno koło zapalonych gwiazd ognia radosnego!...
Ludy inne mają i milenja swej historji poza dniem narodzenia chrystusowego, ale historyczny człowiek północny narodził się rówieśnie.
Arcyhistoryczny, a jednak poetycki sens tych mówień ażeby pojąć, trzeba we wigilję Narodzenia Bożego stać gdzieś na kotwicy, w jakiej zatoce portu idolatryjnych jeszcze do dziś ludów i mocarstw, i od strony jednej uczuwać idące ponad falami resztki odległego tyfonu, a od drugiej słyszeć echa armat chrześcijańskich, ku uczczeniu święta przez noc całą grzmiące z okrętów, i dymy ich, biało się ciągnące ku pagodom miast, widzieć samotnie.
Historja albowiem nietylko była, lecz i jest, i dlatego z pisanych dokumentów udziela się w niektórej jeno części swojej.

TEKST.
ADAMIE! TY BOŻY KMIECIU,
TY SIEDZISZ U BOGA W WIECU.
DOMIEŚĆ NAS, SWE DZIECI, GDZIE KRÓLUJĄ ANIELI:
TAM RADOŚĆ, TAM MIŁOŚĆ, TAM WIDZENIE
TWÓRCY — ANIELSKIE, BEZ KOŃCA!...

TU — SIĘ NAM ZJAWIŁO DJABLE POTĘPIENIE...

Sielskość ma i mieć zawsze będzie osobny urok, tak dalece, że oto i w jednym z najdonioślejszych pieśni nastrojów czuć się dawa i nie przestaje być wdzięczną. Przyczyna tego arcygłęboko leży, bo jeszcze w niejakim szczątku pierwotnej religijności ludzkiej z tak zwanego biblijnie patrjarchalnego czasu. Jest uwarunkowana naturalnie samem sielskiem życiem pewna moralność i ta ma zarazem uroczą stronę dawności swojej, czyli pierwotności, i ma niemniej swoją ograniczoność, jak wszystko, co naturalne jest. Arkadja pozostanie żywiołem poetyckim i utęsknieniem tego złotego wieku, który jeszcze pod jej formami nawet prorokującemu poniekąd Wirgiljuszowi objawił się, ale zapóźno wejdzie ona w historyczny interes Grecji, ani na czas ligi achejskiej nie pojmie. Naturalnie poniekąd moralnymi pasterze ażeby bywali, to jest im od patrjarchalnej podane tradycji, lecz Zbawiciela światłość na niebiosach poleciła i pasterzom iść do Betleem...
Naiwne zaś podanie u polskiego ludu przechowywa się, że byli to właśnie pastuszkowie słowiańscy (!).
Wyrys pierwszego człowieka jako «kmiecia bożego», zasiadającego we wiecy u Najwyższego, mniemam, iż dla każdego czytelnika, który — nieco bliżej Homera poznał, zdaje się być jego samego ręką na polskiej ziemi i polskiemi utworzonym słowy. Nic równego niema temu ustępowi pieśni «Boga-Rodzica» w całej pięknej literaturze polskiej.
Sioło też, we właściwem onego rozumieniu, oprócz niektórych szczęsnych momentów u Izraela, kiedy każdy pod własną spoczywał figą, oprócz pelazgijskich chwil Arkadji szybko w poezję przeszłych, nigdzie na świecie całym tak istotnie bytu swojego nie miało i nie ma, jak w Polsce. Germańska wieś od najdawniejszego swego początku, i zawsze, i do dziś była i jest małem miasteczkiem — burgiem. U latyńskich ludów wieś jest «willą». Tak, iż wsi właściwej nigdy i nigdzie nie było, oprócz w Polsce. Przymioty tego osobnego charakteru i ujemne onegoż strony stanowią jedną z najważniejszych tajemnic historji narodowej.
Jeżeli zaś tak jest i dotychmiast, jakaż to musiała być wiosenna i świeża młodość, cała kwiaty białemi wonna i pierwotna, za onych dni, w których do pierwszego człowieka śpiewał Słowianin: «Adamie, ty boży kmieciu».
Poeta też (wedle mojego sposobu rozdzielania «Boga-Rodzica» na części dwie) skłania się tu do tej najpierwotniejszej głębi ducha narodu i uświęca ją ostatecznemi widzeniami rzeczy niebieskich.
Kadłubek w tym zda się mówić sensie o ś-tym Wojciechu, że «...Polaków, jako młodziuchnych we wierze, wzmocnił».

«Domieść nas, swe dzieci, gdzie królują anieli»:
Co do próśb o spółkrólowanie ze światem anielskim po błogosławionym żywocie, te zapisywane bywały na grobowcach królów jeruzalemskich, a przeto później od naszej wielkiej pieśni.

«Mądre tedy jest (kreśli Skarga) w tej pieśni wszystkiej wiary wkrótce wyznanie, utwierdzenie nadziei i nauka pokuty, trzeźwa i roztropna modlitwa». — Dalej zaś wymownie dodaje tenże o przymiotach rycerskich tegoż utworu, co dało nam myśl do poszukiwań, czyli się on nie z dwóch składa części, — i na tem jest rozbiór nasz osnuty.

CZĘŚĆ WTÓRA.

TEKST.
NI SREBREM NI ZŁOTEM NAS Z PIEKŁA ODKUPIŁ,
SWĄ MOCĄ ZASTĄPIŁ.
DLA CIEBIE — CZŁOWIECZE — DAŁ BÓG PRZEKŁUĆ SOBIE
BOK, RĘCE, NODZE OBIE.
KREW ŚWIĘTA SZŁA Z BOKU NA ZBAWIENIE TOBIE.
WIERZŻE W TO, CZŁOWIECZE, IŻ JEZU CHRYST PRAWY
CIERPIAŁ ZA NAS RANY.
SWĄ ŚWIĘTĄ KREW PRZELAŁ ZA NAS CHRZEŚCIJANY.

JUŻ NAM CZAS, GODZINA, GRZECHÓW SIĘ KAJACI,
BOGU CHWAŁĘ DACI,
ZE WSZEMI SIŁAMI BOGA MIŁOWACI.
MARYJA DZIEWICA, PROŚ SYNA SWEGO.
KRÓLA NIEBIESKIEGO,
ABY NAS UCHOWAŁ ODE WSZEGO ZŁEGO.
WSZYSCY ŚWIĘCI PROŚCIE,
NAS GRZESZNYCH WSPOMÓŻCIE,
BYŚMY Z WAMI PRZEBYLI,
JEZU CHRYSTA CHWALILI.
TEGOŻ NAS DOMIEŚCI, JEZU CHRYSTE MIŁY,
BYŚMY Z TOBĄ BYLI,
GDZIE SIĘ NAM RADUJĄ JUŻ NIEBIESKIE SIŁY.

AMEN, AMEN, AMEN.

AMEN, AMEN, AMEN, AMEN.
TAKO BÓG DAJ,
BYŚMY POSZLI WSZYSCY W RAJ,
GDZIE KRÓLUJĄ ANIELI.


Dzieląc pieśń, jak ją dzielą, na części dwie, i nietylko dopuszczając, ale budząc, aby kto ode mnie lepiej to arcydzieło pojął i rozejrzał, — wypowiadam myśl swoją, iż wtóra część od słów «Ni srebrem ni złotem...» rozpoczyna się po tej jednowierszowej pauzie:

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

«Tu się nam zjawiło djable potępienie!»

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Która to pauza pomiędzy dwiema całego poematu częściami stanowi przedział, jakoby pomiędzy chórami dwoma w starożytnych lirycznych utworach obrzędowych.
Zaś, o ile cała moralna strona pierwszej części opiera się na pojęciu pracy i trudów, o tyle ta druga mówi wyłącznie o ofierze.
Kolorytu sielskiego i kmiecego nietylko w części tej niema, ale założone jest jako główny wstęp nieufanie w srebro ani w złoto... Jest to po szczególe chór rycerski, chór wyłącznie dla rycerskiego skreślony stanu i towarzystwa. Tak dalece, iż mniemałbym, że naprzód całą pierwszą część lub początkową litanję śpiewało razem wszystko zebranie głosów, a wtórą część stan rycerski intonował, — że przełamywały się dwa chóry pauzą i zamykało się nareszcie odśpiewanie całego tekstu tą znowu litanją, którą spotykamy wkońcu hymnu, ale która już jest zewszechmiar widoczniejsza i w formie i w sensie. Niema tu już w części tej «Adamie ty boży kmieciu...» ale jest, z osobnym tonem, zagrożenie: «Ni srebrem, ni złotem...» dziwnie o wiele i wiele późniejszemu podbrzmiewające wyrażeniu: «ni z roli, ni z soli». Tajemnicze bo jest wzajemnictwo tych szczególnych w epopejach narodów wierszy, tonów i wygłoszeń, na których cała harfa wyłącznej jakiego narodu energji stroi się!
Podział takowy pieśni, o którym dosłownie Skarga nie mówi, zdaje się on jednakże widzieć lub mieć przed oczyma, skoro dwa przyznaje charaktery utworowi temu: katechistyczny i wojenny. Lubo dwu tych razem pod właściwym stopniem wystosowanie stanowiło jeden, albo mało, albo nieumiejętnie dziś czytelny, to jest, charakter rycerski. Szczegóły pod tym względem są tak zatarte, jak to bywa i poniekąd być musi z dawnemi arcydzieły, których delikatniejsze zarysy przez czas tępieją i, tylko grubsze gdy są widocznemi, czyni się rodzaj palimpsestu, wymagającego odczytania nanowo. Sprawa, o której już w tej naszej pracy mówiliśmy[9].
Za czasów, bliskich Arturowi albo Wielkiemu Karolowi, wystarczało rzec wyraz ten: rycerstwo — kawalerskość, ażeby nie było potrzeby dodawania, iż to stopień jest historycznego kapłaństwa i nabożności. Figurę pamięci na sakramenta miało rycerstwo każde, jako to chrztu w łaźni rycerskiej, bierzmowania w dotknięciu mieczem nagim, przyjęcia w zbór i w uczestnictwo ciała zbiorowego w uczcie okrągłej i mistycznego małżeństwa w idealnem dla damy uwielbieniu i przeto uczczeniu niewiast. Inwestyturę też swoją w pasowaniu czyli zapięciu pasem bioder na znak wzięcia się do dzieł rycerskich.
Gotował się też rycerz w duchu do spraw swoich, a tego wielki teolog Wujek nie potrzebował za czasów swoich opowiadać i do niego to wyłącznie nie należało, jednym wszakże pióra pociągiem o «Boga-Rodzica» powiedział dość, skoro ją: «katechizmem polskim» nazywa.
Dla tychto samych powodów pióra późniejszego duchowieństwa, albo, że tak powiedziałoby się, niedopasowani poniekąd pisarze znajdowali w «Boga-Rodzica» teologiczno-filozoficzne usterki i niewłaściwości. I dla tejże przyczyny śpiewanie tego arcydzielnego rapsodu zwolna wychodzi z użycia pod epoką, w której zakonność rycerska ustępuje z szeregów tak nazywanej po dziś regularnej armji państwowej. W sposób, iż z nieodczytanego słowa «rycerskość lub kawalerstwo» zatrzymanym naprzód zostawa sens rzeczy, a potem podawanym w podejrzenie i do wyziębionej doprowadzonym obojętności[10].
«Dobre poselstwo» Chrystusowe na cierpliwości, znoszeniu uraz, lubo pogłównie na nieustannej miłości oparte, nie dopiero wtedy dotknęło było sumienność wojskową, kiedy Ojcowie Kościoła osobnemi traktaty rozstrzygać musieli, czyli znak honorowy militarny godzi się chrześcijaninowi, albo nie godzi przyjmować i nosić. (Patrz «O wieńcu»). Ani też zagajenia takie, dopiero na osiem wieków przed «Boga-Rodzica», i dopiero, mówię, wtedy zastrzęsły sumieniami ludzi mieczowych, kiedy już Maksymiljan z Medjolanu do Galji z legjonami rzymskiemi wchodził i w Octodur (dziś Marigny dans le Valais) zatrzymał się, kędy mu Dioklecjan zaciężny legjon tebańczyków pod Maurycym nadesłał był. Wtedy albowiem już przeszło tysiąc żołnierzy, mieczami wyciętych co dziesiąty z szeregu, uzasadniło było znajomość rycerskiego rzemiosła, taki od reszty legjonu do imperatora pisząc list: «Twoimi jesteśmy żołnierzami, o imperatorze, ale wypowiadamy otwarcie, iż jesteśmy i Boga wojskiem. Powinność wojskowego tobie oddawamy posłuszeństwa, życia niewinność — Jemu. Od ciebie, cezar, płacę bierzemy, a istnienie od Najwyższego...»
W odpowiedzi, iż cały legjon do szczętu wyciętym został, nietylko już ślad mamy historyczny, że wątpliwości takowe teologiczno-moralne podnoszonemi były, ale że i swoją miały solucję. Atoli nie dopiero wonczas kontrowers tak wielki i historyczny począł się był i doskonałego rzymskiego legjonistę obchodził. Nad Jordanem jeszcze, gdy Jan chrzcił i kazał (patrz u Łukasza Ew. III. 14), «pytali go też i żołnierze, mówiąc: a my, co czynić mamy? I rzekł im: żadnego nie bijcie, potwarzając, ale na żołdziech waszych przestawajcie!»
Większy wszelako i do rozwikłania w pozornych sprzecznościach swych trudniejszy bezkierunek i zeń idący smętek owładnął był nie owe orły udyscyplinowanego wytwornie żołnierza rzymskiego. Całe tam albowiem społeczeństwo, organicznemi członkami ruch przyjąwszy, nie dawało przez to samo zaciemniać prawd i uczuć, lubo twardziej decydowało i walkę.
Ale ku północy i śród ludów, na poniekąd bezorganicznem pospolitem ruszeniu opierających wojenne siły narodu, czyli przeto tam, gdzie bohaterski osobisty zapał mniej się na świadomem opierał posłuszeństwie, doktryna chrześcijańska zasmuciła (wyraz jest historyczny: «zasmęciła») półbóstwo bohaterskie. W Odyna ojczyźnie poprostu i twarz w twarz na pojedynek wyzywał Odynowicz nowego boga. Znane jest to przesilenie dnia z nocą w Skandynawji, niedostępne do dziś dla historyków, iż tak zamkniętą była na czas.
U Słowian też, ku południowi, wyśpiewywał pobity wojownik smutki swoje.

Krugulce święte wypłoszył z gaju,
Sprowadził bóstwo z obcego kraju,
Jednę rai towarzyszkę
Mieć na całę ścieżkę
Od wiosny... do Marzanny!

Czas zaś nie tak prędko przemienia się tam, gdzie organicznie społeczeństwo nie rusza się, lecz pogłównie na uczucia przetworzeniu, albo na ogólnej opinji opiera postęp. Myślę, iż Bolesław Wielki organizacją rycerstwa i wielce się zajmował, i wiele jej dopełnił, skoro i łaźnię rycerską (wytłumaczoną nieco po mongolsku przez kronikarzy i pisarzy polskich), jak mógł, tak postanowił. Wszelako zakon ten rycerski, widoczna, iż nie rozweselił się był jeszcze w prawdzie nowej, i że stary smętek heroicznego zuchwalstwa niezupełnie musiał być za czasów apostolizacji św. Wojciecha odrodzonym, jeżeli za reakcji przeciwchrześcijańskiej wystąpić i zwyciężyć nie mógł, owszem, jeżeli Masławowi dozwolił podchwycić się kosami gminy. Tudzież, jeżeli jeszcze Bolesław Zuchwały towarzyszów i rycerzy znalazł w zamachu swoim — na świętego Stanisława u ołtarza, którzy «ni srebrem ni złotem» podobno nie gardzili.
Śród takichto żywiołów Ad-Abert, z rodu i ukształcenia zupełny patrycjusz, a przeto świadomy historycznego rozwoju prawdy chrześcijańskiej, lubo — jako apostoł — zupełnie prosty i pokorny sługa, stał się i pociechą wojska (woj-ciech).
We wtórej przeto części hymnu «Boga-Rodzica», która, według mojego rozglądu, zda mi się być pogłównie rycerskim instrumentem, do uważania jest to, iż nie mówi się już «człowiecze zbożny», lecz tylko «człowiecze»: «wierzże w to człowiecze» — i wyżej: «dla ciebie człowiecze» i że po pierwszy raz w całej pieśni użyte jest nazwisko «chrześcijan» w ogólności: «Swą świętą krew przelał, za nas, chrześcijany!»
���Widoki też przebitych rąk, boku, stóp, krwi lejącej się i przelewanej i ran niezamknionych w zbliżeniu zupełnem pokazywane są w tej części wtórej, która za swą treść ma natchnienie ofiarą, gdy obrazów tychże w części pierwszej, która samem streszczeniem jest głównych prawdy tajemnic, wcale niema. Natomiast opiewa ona pogłównie trudy, prace dla tryumfu wiary, tudzież tryumf sam i zeń spadkobierne dary.
Jakkolwiek i tu ze stałą, w ciągu całej pieśni, wiernością pismu świętemu autor obziera się w tym ustępie także na list pierwszy św. Piotra apostoła, poniekąd do ojców tych Polaków pisany, dla których «Boga-Rodzica» skreśloną była... i jest...
Albowiem, bezpośrednio pisze Cephas też same słowa do wybranych przychodniów, rozproszonych po Poncie, etc. etc.
(I. 18). Wiedząc, iż nie rzeczami skazitelnemi, złotem, albo srebrem, jesteście wykupieni... («ni srebrem, ni złotem» w pieśni).
19. Ale drogą krwią, jako baranka nienaganionego... (w pieśni: «iż Jezu Chryst prawy», wyraźnie, że «prawy» v. «nienaganiony»).

Od zamknięcia ustępu pieśni, który właśnie rozebrać staraliśmy się, poczyna się już przyśpieszać rytm, jakoby gotującego się do wielkiej próby męża westchnienie.
Nareszcie stanowcza jakaś nadchodzi chwila — pieśń mówi:

Już nam czas!... godzina...
grzechów się kajaci,
Bogu chwałę daci,
Ze wszemi siłami Boga miłowaci...

To wybicie godziny i to wszystkich sił nawoływanie niewątpliwie stanowczą i, nie za wiele powiem, że przedwojenną określa sytuację. Co więcej, iż długo jeszeze potem trwał ten sposób prowadzenia wojny i bitwy, iż od dojrzałego, a jedynego uderzenia i ciosu, zależało całej sprawy rozstrzygnięcie. Takowy zaś leżał w wewnętrznem uczuciu chwili... doktryna, którą wyraźnie wypowiada Dziewica Orleańska, przed jedną z bitew swoich, podobnież wołając, że: «już czas!»
A skoro tu dochodzi «Boga-Rodzica» w tej wtórej części pieśni, następuje jeszcze to konieczne niedoufanie dojrzałości ofiary swojej i ta prostotliwa obawa, która bywa prawdziwego nieraz męstwa towarzyszką:

«Maryja Dziewica! proś Syna Swego,
Króla Niebieskiego,
Aby nas uchował ode wszego złego...»

A następnie, tak, jak na początku, litanijne zamknięcie hymnu:

«Wszyscy Święci proście»

I dopiero po pierwszy raz w całej tej pieśni, przez ciąg i jednej, i drugiej jej części, bezpośrednie do Chrystusa Pana zawołanie — — ostateczne i jedyne:

«Tegoż nas domieści, Jezu Chryste miły!»

Mistrzowskim zapewne jest to układem, iż na końcu dopiero znajduje się bezpośrednie słowo do Najwyższego i że, przez cały hymnu ciąg, modlitwa idzie hierarchjami i wstawieniami się, jakoby coraz we wyższe kręgi niebieskie. Ale śmiałbym uważyć, iż to zarazem okazuje, że niekreślona ona jest o tyle dla bezpośredniego kapłaństwa ołtarzowego, ile właściwiej dla chórów ludu i dla stopnia rycerskiej pobożności.

Co zaś znaczy po siedemkroć wyśpiewywane «Amen», to, wedle mojego rozpatrzenia budowy poematu tudzież symboliki pierwochrześcijańskiej zdawałoby się, iż dodane to było już po śmierci św. Wojciecha. A może zwłaszcza w onej bitwie pod Santokiem wygłaszane, gdzie (mówi Długosz) Polacy, skoro Pomorzan zwyciężyli, modlili się, śpiewając «in laudem et gloriam» S-ti Adalberti. I że siedem «Amen» oznacza siedem włóczni, któremi zapieczętował męczeńsko ten święty swoją drogę na ziemi.
Nareszcie, do uważenia jeszcze jest, iż po wyśpiewaniu onychto siedmiu «amen» mówi pieśń:

«...Tako, Bóg daj,
Byśmy wszyscy poszli w Raj,
Gdzie królują anieli».

Inaczej albowiem cóż znaczyłoby «tako»?...
Tu, zapewne, dołączyć należy odniesienie do znanych i częstotliwie cytowanych słów naszego proroka o całości pieśni «Boga-Rodzica», a mianowicie tych, gdzie Skarga świetnie wylicza, czego dopięli Polacy przy pojęciu i rozgłosie tego hymnu. I że przeto «potomkom przykład zostawili, który jako naśladują, niech się sami sądzą».

Pisałem w Paryżu 1873 r.






  1. Natura publikacji rękopisów polskich pociąga za sobą przypiski, w miarę zalegań wciąż rosnące i powoli wyrównać mogące samejże tekstu obszerności. Kiedy się pisało o godzinie otworzenia archiwów ziemi kopalnej, nie było jeszcze odkryć, które nareszcie zaczyna się uznawać. Pięć cmentarzysk przedchrześcijańskich w Polsce zachodnio-południowej poruszono. Ze zdania sprawy atoli wiele jeszcze doczytać się nie można, z tej przyczyny, z jakiej na innem miejscu publicznie mówiłem był:
    Cóż Grek w Tartarji znajdzie, jeśli, jak Grek szuka?...
    I dalej w tejże rzeczy:
    Swoja własna metoda jest piętnem własności,
    Nic bez niej mieć nie można, nawet dziadów kości.
    Hrabia Zawisza utrzymuje, iż znalezione starożytności (które są wszystkie z żelaza) oznaczają epokę bronzową z tej przyczyny, iż archeologowie innych narodów, gdzie bronz był w używaniu pierwotnem, utworzyli epokę bronzu. Podobnież jest wystosowane i całe sprawozdanie odkryć, które jednakże zasługują na uznanie pracy i starań tak Zawiszy, jak wszystkich innych członków ekspedycji. Tylko mówi się, iż tym sposobem tłumaczenia wszystkiego z obcej Minerwy na swoją i bez żadnej własnej twórczości niepodobna będzie nigdy nic znaleźć.
    Tak samo wątpię bardzo czy «palafit» znaleziony jest palafitem, lubo nie wątpię, że to jest mieszkanie i zamek nadwodny. Rzecz, o której w przypisku za długo pisać. Więc powiedziałbym, gdybym ufał, że to się może na co przydać. Nietylko całe karty historji, ale kapitały w złocie, srebrze i w skarbach leżą w Polsce i można ołówkiem na karcie narysować nie miejsca same, ale regjon, w którym spoczywają. Lecz w Polsce tylko jedna arcycieniutka warstewka ziemi bywa poruszana pługiem i niejako oblizana zwierzchu. A to nie na samem polu agrykultury, lecz i na innych niwach nieinaczej jest. (P. A. 1874).
  2. = (franc.) okrzyk, który wydawano przy chwytaniu kogoś.
  3. Bóg tego chce.
  4. = (franc.) Strach szedł przed nimi i ujarzmiał jeszcze przed ich przybyciem.
  5. Zgóry.
  6. Pozostawić coś «na zjedzenie myszom», to jest porzucić na ustroni i opuścić. (P. A.).
  7. Umiejętność mowy jest najmłodszą z nauk, albowiem dopiero kilkadziesiąt lat licząca, ale w postępach swych może najszybszą. Wynika z tego, że należy się jej albo równie szybka poręka wydawnictwa i ruchu umysłowego, albo spóźniane lecz przytomne rektyfikacje. Co do glossolalji, żaden filolog (oprócz C. N.) nie podnosił jeszcze tej kwestji w Europie. Co do formy litanji, którą tenże za jeden z perjodów glossolalji okazuje, nie jest dotąd jasne, czyli to forma, za czasu pierwszego najścia Tatarów, gdzieś śród chroniących się i zmodlonych utworzoną i wyłkaną poczęła się, a dobrze później w obleganym Wiedniu austriackim wybrzmiewała, czyli, jak mniemają inni, niemniej pod ogólnym ciosem i pod przewodnictwem świętego Mamerta we Wiedniu Delfińskim (Vienne en Dauphiné) wygłaszana poczęła być. Archeologiczna ta wątpliwość nie odmienia natury źródła, w każdym razie albowiem litanja ze zbiorowej glossolalji poczęła się. (P. A.).
  8. epifajna (grec.) — dosłownie: jawienie się; pojawienie się Pana trzem królom (stąd i świeto «Trzech Króli» nazywano epifanją.
  9. «Postęp twórstwa warunkuje się postępem czytelnictwa». Patrz wyżej, we Wstępie. (P. A.).
  10. «Jest to, zaiste, że zupełnie nowy wynalazek, za cel mający... wyniszczać poczucie istotnych potrzeb umysłowych...» (Patrz wyżej we Wstępie). (P. A.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.