Chociaż jestem craftową gadżeciarą i uwielbiam wszelkie nowinki i "ułatwiacze" to idea kupowania gotowego smash-a jest dla mnie zupełnie niezrozumiała. No, może ktoś spoza "branży" scrapowej, ktoś kto nie posiada w domu małej ciężarówki papierów ma wytłumaczenie dla takiego zakupu, ale ja zdecydowanie - nie! Takie smashowe gotowce udają spontanicznie wykonane notesy, a w rzeczywistości to przecież tylko masowe produkty. Generalnie zawartość takich notesów jest "trochę dziwna" i jeszcze nie trafiłam na takiego smash-a który by mi się podobał w całości.
Mało tego - używanie takiego żurnala to przecież tylko część przyjemności, i to ta mniejsza. Najfajniejsze wszak jest samodzielne przygotowanie notesu!
Jak można zrezygnować z możliwości samodzielnego wyboru każdej strony, jej kolorów, kształtu czy faktur??? Z ekscytującej chwili bindowania całości i dumy z tego, że oto trzymamy w ręce rzecz całkowicie niepowtarzalną, tylko i wyłącznie naszą???
Dodatkowym atutem własnego smash-a jest możliwość wykorzystania resztek rozmaitych papierów jakie zalegają "na stanie", nie trzeba kupować nowych;)
A tak oto prezentuje się artebanalny smashownik wakacyjny. Okładkę już znacie, a to środek:
W środku okładki, oczywiście tradycyjna kieszonka.
Niektóre strony rozkładają się aby pomieścić większe elementy np.mapy.
Gdzieniegdzie powpinałam również mniejsze karteczki. tak dla urozmaicenia.
Nie brak też kieszonek na rozmaite podróżne kwity i ulotki.
Niektóre strony obszyłam dookoła, a to w celu wzmocnienia, a to w celu uatrakcyjnienia;)
Na razie wygląda pusto ale jestem pewnie, że podobnie jak w zeszłym roku, mój żurnal wakacyjny zapełni się do ostatniej strony, a wtedy z dumą wam go zaprezentuję.
Pozdrawiam serdecznie