sobota, 31 maja 2014

Wiosenne tulipany.


Ostatni tydzień był trudny w pracy. Codziennie pracowałam po jedenaście - dwanaście godzin, od rana do nocy. Dziś wreszcie mam dzień wolny. Telefony z pracy średnio co dwie godziny, ale i tak hurra! wolne.
Góra prania, kłęby kurzu - wszystko to zostało opanowane, a ja postanowiłam uszyć sobie sukienkę. Zapowiadają upały, a ja nie mam w czym chodzić... :)
Już kiedyś wspominałam Wam, że w pewnym lumpku upolowałam tkaninę w tulipany. Dziś pokrajałam ją wreszcie i jutro zacznę zszywać. Postanowiłam połączyć gorsetową górę z jakiejś starej burdy z moim wypróbowanym już wykrojem na pełną spódnicę. Problemem będzie zapewne halka, gdyż na razie mam tylko tę jedną czerwoną, a maszyna NA PEWNO nie zechce szyć tiulu, coś jednak wymyślę. Może ktoś pożyczy mi mniej kapryśną maszynę? Mam ochotę na śnieżnobiałą haleczkę z miliona metrów miękkiego tiulu, z lamowanym brzeżkiem w kontrastowym kolorze.

Jak zwykle też materiału mam tylko tyle, co na podstawę. Podszewkę, czy też spodnią warstwę gorsetu muszę uszyć z innej tkaniny - z różowej etaminki, cienkiej i delikatnej. Jej też jest tyle, co kot napłakał, niestety.
Nie mam niestety również zamka, więc może szycie poczeka do poniedziałku, ale to nie szkodzi. Skrojona, to najważniejsze.





poniedziałek, 26 maja 2014

Była sobie tarta rabarbarowa...

... ale się zjadła :)
I Wam polecam - z bezową pierzynką i odrobiną imbiru smażonego wraz z rabarbarem.
Mniam!



poniedziałek, 19 maja 2014

Idę wieczorem do kina.

Serio. do kina, nie do pracy. Na "Grace, księżną Monako". Nie przepadam za aktorką odtwarzającą postać Grace Kelly, ale spodziewam się pięknych kostiumów i mnóstwa inspiracji.
Oczywiście nie mam się w co ubrać :) zatem wyciągnęłam tę piękną pancerną czarną wełnę z zamiarem przerobienia jej na ołówkową spódnicę. Po tęgości tej wełny już wiem, że polubimy się dopiero
w listopadzie i grudniu, ale nie przeszkadza mi to. Mam plan!
Troszkę tej czerni obawiam się w szyciu, bom ślepawa nieco i mogę niedowidzieć czarnej nici na czarnej tkaninie...  a do tego zamierzam wykończenia zrobić ręcznie.


Jeśli skończę o jakiejść umiarkowanej godzinie, spróbuję też uszyć bluzkę. Mam rayon w czarne grochy, będzie wesoło.
Mój plan obejmuje również: zmianę pościeli, ugotowanie rosołu, wmuszenie antybiotyku w Kotkę Młodszą, odkurzenie po szyciu, ręczne upranie bliźniaka i kilka rzędów jagodowego sweterka. No i wyprawę po suwak do pasmanterii, bo zabrakło mi czarnego suwaka. I bardzo grubej maszynowej igły. No to kroimy :)

niedziela, 11 maja 2014

Pokazuję plecy :)

Nie, żebym była tchórzem, ale plecy pokazać muszę :)
Swetrowe plecy, rzecz jasna. Naprawdę spodobało mi się dzierganie w częściach, czym powinnam zasłużyć na pochwałę Finextry. Ale przy tak rozpisanym modelu jest to po prostu łatwe, nie mogę udawać, że jest inaczej!
Bardzo jestem ciekawa jak zaprezentuje się całość po blokowaniu. Obecnie dziergam lewy przód.


A na resztę niedzieli - Bojarowa Igiełka, w stosownym nakryciu głowy :) Fajnie jest czasem podokuczać kotu!


piątek, 9 maja 2014

Nie mam co ubrać do pracy...

A skoro nie mam, to sobie uszyłam. Spódnicę konkretnie. Moją inspiracją była prosta ołówkowa spódnica, jaka miała na sobie pani Charlotte Phelan w oglądanych niedawno "Służących" (czytałam to z milion razy,
ale dopiero teraz zdecydowałam, że obejrzę film)
Niestety nie udało mi się znaleźć zdjęcia z filmu, przedstawiającego rzeczoną spódnicę, znalazłam za to inne, przedstawiające spódnicę "następną w kolejności"... ale to już potem - o, taka będzie:



Na razie w sklepie Emmy Design znalazłam moją filmową inspirację wykonaną z tweedu, poprzyglądałam się nieco i uszyłam własną wersję!
Spódnica jest najprostszą z możliwych. Zwykły ołówkowy fason, z zamkiem i rozporkiem z tyłu, z paskiem w talii (to najważniejsza rzecz, do której muszę się przyzwyczaić w moim nowym stylu ubierania: talia
w talii ^^)
Tkaninę kupiłam za grosze w zaprzyjaźnionym lumpeksie, guziki z masy perłowej użyłam z braku innych -
a marynarskie też byłyby fajne :)
Zdjęcie na razie tylko takie wieszakowe i tylko z przodu, ponieważ bateria w aparacie zgłodniała :)
Niestety materiał miał skazę, którą ja mam  teraz na środku spódnicy - uwierzcie mi, zobaczyłam ją dopiero na zdjęciach, więc może nie będzie się rzucać w oczy. To jakby zagniecenie, czy tez zaprasowanie, ale nie sprało się w toku dekatyzacji, więc już pewnie zostanie ze mną na zawsze... Na szczęście "na żywo" nie jest to widoczne, przynajmniej w takim jak dziś deszczowym świetle!
Smutno wygląda taka rozpłaszczona spódnica, kiedy nic nie wypełnia jej w środku...
Tym razem skroiłam rozmiar 40 z Burdy i nic nie musiałam kombinować. Leży dobrze bez miliona zmniejszeń.
Założ�� ja dziś do pracy z małym sweterkiem i czarnymi pończochami w groszki :)



Dolne zdjęcie wierniej oddaje kolor, taki jakby spłowiały granat, tylko w rzeczywistości ciemniejszy.
A tak wygląda egzemplarz z emmydesign:
Hm... mam taki tweed :)


piątek, 2 maja 2014

4 funty lub 65 pensów




"Znowu pończoszki moja droga? Czyś ty stonoga?"


Jan Sztaudynger


Najwyraźniej tak. Jam stonoga i to nie byle jaka. Nylonowa )
Wczoraj upolowałam cudne FF-y, w moim rozmiarze, na angielskim ebayu. Za całe 4 funty z przesyłką spodziewam się pięknych pończoch "wyjściowych". To pointed heel albo cuban heel, sprzedawca nie zreferował :), ale idą z Francji, więc szybko to sprawdzimy. Swoją drogą - niemieckie pończochy od francuskiego sprzedawcy na angielskim ebayu. Świat się kończy.


Na "niewyjściowe" okazje, na przykład do codziennej pracy, nabyłam drogą kupna... no, nabyłam sobie dziś stado pończoch. Wyposażenie stonogi. W rzadko odwiedzanym lumpeksie. A przy tym ucięłam sobie pogawędkę z Bardzo Miłą Damą odnośnie halek. Bowiem czekająca w kolejce do przymiarzalni Miła Dama, widząc jak przebieram w tym towarze, westchnęła pod moim adresem: "Jak to trudno dziś o porządną halkę". Oczywiście zgodziłam się z nią, dodając coś o rodzimej produkcji firmy "Mewa", a Dama, obserwując moje poczynania, ciągnęła dalej: "Ale ja nie lubię z koronką, a wie pani czemu?" I tu się zdziwiła, ponieważ ja wiedziałam. "Bo zaciąga pończochy" - odpowiedziałam i obie zaśmiałyśmy się wesoło :)
W każdym razie - kupiłam czteropodwiązkową beżową open bottom corselette, która właśnie się pierze, nową i w nawet w zbliżonym do mojego rozmiarze. Nieco wystrzępiła się gumka od jednej podwiązki i to pewnie stało się przyczyną oddania jej. Żabki niestety plastikowe, ale co tam. To zaczątek kolekcji bielizny vintage i w stylu vintage, wraz z ostatnio pokazywanym pasem.

Cóż, trudno się wbić w taką rzecz, ale potem - żegnaj przepasana pierzyno! witaj gładka linio ciała! :)Do tego - pomna słów Brahdelt! - zmusiłam panią ekspedientkę do wyekspediowania na ladę ukrytych pod tą ladą pończoszek. Pomijajac jedna parę waniliowych ślubnych z koronką - same nylony one-size. Nie jest to może najwyższa jakość nylonowych pończoch - ba, nylony.pl twierdzą nawet, że to pończochy gorszej jakości, którymi nie warto się zajmować ("gorsze jakościowo tanie pończochy, tzw. one-size, nie wymagające żadnej rozmiarówki, ale też szkoda na nie poświęcać czas. Na nodze po prostu nie wyglądają. Nie mają równomierności rozciągnięcia oraz rozkładu gęstości splotu.") - dla mnie jednak fakt, że pochodzą z lat 70-tych czy pokrewnych jest fascynujący.A imię ich legion, czyli osiem par. W środkowym pudełeczku są dwie kawowe z nylonu z lycrą, a cztery bez opakowań były wciśnięte w jeden zastępczy kartonik. Te ciemnobeżowe raczej nie są przeznaczone do pasa, mają mocno ścisłą i podszytą gumkami manszetę (efekt baleronu gwarantowany!), więc prawdopodobnie się dla mnie nie nadadzą. Pozostałe - jak najbardziej. I jak widzicie - dwa opakowania mają cenę: 65 pensów :) Ciekawe kiedy w domach towarowych Sainsbury tanie pończoszki kosztowały własnie 65 pensów? Zapomniałam dodać - każda para kosztowała złotówkę!






czwartek, 1 maja 2014

Ryż czyli mech.

Zrobiłam filiżankę kawy, na którą czasem mam ochotę, chociaż zwykle stoi koło mnie aż wystygnie, bo wolę herbatę :) Przy filiżance kawy pozupełniałam blogi w pasku, poczytałam, co tam w świecie, pooglądałam śliczne ogoniaste swetry w KAL-u Kasi. 
Obejrzałam nowe aukcje na allegro, ale nic ciekawego albo kwaśne winogrona, chociaż jedną drukowaną w kwiaty czerwoną bawełnę kupię, jak policzę, ile mi jej potrzeba, bo ma  tylko 100 cm szerokości.
Teraz pokażę Wam jeszcze mój nowo zaczęty sweter i oddalę się do drutów i jagodowej wełenki.
Na fali garderobianej robię sobie sweterek właściwie całoroczny. Zachwyciła mnie u Vixen Vintage jej podwójna wersja swetra opublikowanego w Womans Weekly w 1940: 

A New Design in Cable Stitch. 


Ponieważ jednak ruda alpaka ma dużo warkoczy, zdecydowałam się na zmianę ściegów. warkocze, owszem, są, ale w mniejszej ilości. Przeważa ryż, a inspirację miałam taką:




U mnie na razie niecałe pół pleców, ale jestem zadowolona. ChiaoGoo robią doskonale, wręcz same dziergają, bardzo je polecam! Wzór również rozpisany dobrze, wszystko rozumiem, nawet formowanie podkrojów pach i inne takie :) A że pogoda fatalnie się psuje, nie kusi mnie do spacerów i będę dziergać. Spokojnej majówki życzę wszystkim :)