Jeszcze nie poczułam, że był, a już się skończył. Na szczęście Ojciec Dyrektor przydzielił mi jeszcze kilka dni "na grzyby" we wrześniu, a już się bałam, ze nie wciśnie tego do grafiku. Widocznie korzystny wynik audytu usposobił go łaskawie. Dział Kadry i Płacze - 100%, jestem bardzo rada :)
No to teraz kilka uwag o ty, gdzie byłam, jak mnie nie było - i co tam robiłam :)
Po pierwsze wyprawiliśmy się do Poznania na kilka dni. Widzieliśmy poznański browar od środka, dzięki czemu do końca dnia czułam gdzieś w zatokach gryzący zapach brzeczki. Widzieliśmy nawet kraksę na myjce do butelek. Hałas dał się słyszeć nawet za szklaną ścianą oddzielającą halę butelkowania od trasy dla zwiedzających! Na zdjęciu mój Miły i moja Siostra własna.
Tak, tak - skrawki pojechały też na wycieczkę. W browarze napiliśmy się produkowanego tylko na poznański rynek Pilsa. Panu Mężowi posmakował; ja wolę piwa typu stout.
W każdym razie - miedziane kadzie mnie zachwyciły. Przepięknie odbijają światło.
Acha - trzeci raz byłam w Poznaniu i nie widziałam koziołków. Widać mi nie pisane :)
Potem leniwilismy się kilka dni u mojej Mamy.
Igiełka miała zacne towarzystwo dwóch kotów. Trojanek mojej Mamy ma za wiele spraw ogrodowych na głowie, by zajmować się miastową kocicą. Ale mój Brat przywiózł swoją Zorbę. A ta jest niezmiernie przyjacielska i chciała się bawić, dzięki czemu przez kilka dni z całego domu dochodziło poirytowane syczenie Igiełki :) Jak widać, nie spogląda życzliwie, ale cóż się dziwić? Zorba nie uznaje separacji od stołu i bada zawartość każdej miseczki!
A potem spotkaliśmy się z Przyjaciółmi już we własnym domu :)
W międzyczasie uszył się panel z sześciokątów na poduszkę - i tyle.
A co w planach? Sopotello coraz bliżej; dziergam pomalutku, chcę uszyć wiktoriańskie ciuszki lalkom (wczesne tiurniury). Mam się świetnie.
Tylko nie rozumiem, gdzie zrobiłam błąd w dzierganym szalu - powinnam mieć nieparzystą liczbę oczek zanim zacznę ażurowy brzeg. A tu niespodzianka. Co mam zrobić? Dodać jedno oczko gdzieś w kąciku?