nie zdaleka powraca, albo gorączką odurzony, pełne ma jeszcze oczy zdumiewających widzeń i barw nieznanych.
W podobnych téj chwilach, niezrozumiała, zagadkowa dziewczyna dzika, tysiące wynajdywała pozorów, byle tylko dotknąć Gaeta, pogłaskać jego włosy, ująć w palce jego ubranie; a gdy niespodzianie podniósł powieki, mieszał się nieledwie, spotykając ogniste to spojrzenie, które całą jego postać obejmowało. Nie rozumiał tego nic wcale; w oczach jego Joanna-Marya była do innych dzieci podobną; nie zdawał sobie sprawy z pośpiechu, z jakim rozkwitała jéj młodość, ani z przyczyn wytworności jéj stroju, oraz kwiatów, któremi się dla przypodobania mu zdobiła, nie widział dzikiéj rozpaczy, jaką przejmowała ją obojętność jego, nie słyszał bolesnych jéj westchnień.
Gaet wychowywany był pobożnie, w kraju surowych obyczajów, przez kobietę, która wpoiła mu w duszę wszystką cnót własnych delikatność.
Oddział uchodził coraz daléj: ogień słoneczny odzwierciedlał się w polerownéj broni żołnierzy, rozżarzał czerwień płaszczów, olśniewał od bieli burnusów odbity, a piasek, kopytami mułów podniesiony, błyszczał jak tuman złotych pyłów.
Zstąpiwszy w dolinę, oddział przebywał właśnie wioskę, któréj chaty blado-złotego koloru, śpiczastemi dachy pokryte, opasane były łańcuchem skał granitowych. Ze złomów skał zwieszały się dziwacznie powykręcane olbrzymie drzewa figowe, uginające się pod ciężarem sino-fioletowego owocu; ptaszęta jakieś podskakiwały nad brzegiem szaréj, mętnéj wody, któréj powierzchnia skokami żab wzruszona, przypominała srebrzystą łuskę ryb, lub perłowe małż skorupki; na polance, pod sklepieniem lianów, tańczyły wykrzywiając się małpy, a po nieskończonéj, nieubłaganie błękitnéj przestrzeni bezmiarów niebieskich, krążyły złowieszczym lotem szerokoskrzydłe sępy.
Udrapowana w białą swoję pagne, Joanna-Marya zstąpiła w dolinę i w dość znacznéj odległości szła za nieliczną garstką wojenną, która nikła już na złocistym widnokręgu, owiana palącém tchnieniem epopei.
A w borze, z którego dopiéro co wyszła, wybuchał pożar,