poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Kuba w zaczarowanym ogrodzie











































































































































Pamiętacie Kubę? Brunatnego Kubę o miodowych oczach, który całe życie - osiem, może dziewięć lat - spędził uwiązany zardzewiałym łańcuchem do budy ze zmurszałych desek?
Tego Kubę, który do budy wpuszczał kury, pozwalał wyjadać kotom jedzenie ze swojego garnka i którego smutne spojrzenie przez kilka lat odprowadzało Ori, gdy wpadała do niego, by go nakarmić, pogłaskać i szepnąć w okrągłe śmieszne ucho: "Obiecuję, że cię kiedyś stąd zabiorę!"
Dość burzliwe i pogmatwane były te lata w życiu Ori i dlatego Kuba czekał na spełnienie obietnicy aż pięć lat.
W listopadzie Kuba pojechał do domu - nie "nowego domu", lecz po prostu do domu, w którym jest szczęśliwy, kochany, rozpieszczany. Bywa nawet niegrzeczny - kiedy nie udało mu się dosięgnąć kawałka ciasta ze stołu nakrytego w ogrodzie, obrażony obsikał tulipany.
Uśmiechnięty, szczęśliwy, rozpieszczony Kuba!













sobota, 24 kwietnia 2010

W Petrykozach

















































































Czas zagalopował się w smutku. Umarł ktoś wyjątkowy. Wojciech Siemion. Wybitny aktor i jeden z niewielu, który był Mistrzem Słów, Czarodziejem w interpretowaniu poezji, kimś niepowtarzalnym w świecie kultury. O tym będzie się wspominać w miejscach znaczniejszych niż blog tymiankowy, lecz Ori ośmieliła się zadedykować Panu Wojciechowi te słowa nie tylko z powodu swej ogromnej sympatii i szacunku dla Niego, a przede wszystkim dlatego, że miał czas i serce dla zwierząt, Jego dworek w Petrykozach był zawsze merdający i zaszczekany...
Malutki prywatny skansen, który stworzył Pan Wojciech, jest miejscem, które Ori od lat z pasją fotymiankuje, bo od pierwszego wejrzenia zapadło jej w serce. Trudne do znalezienia, ukryte wśród sadów jabłkowych, baśniowe...
Pusto bez Pana, Panie Wojciechu...










piątek, 23 kwietnia 2010

Tymczasem Pucuś...






























































































Tymczasem Pucuś to już właściwie Pucek! Ori odwiedziła go po trzech tygodniach w psim hoteliku (odległym, niestety, o ponad 80 km) i zamiast szczeniaczka o miękkiej sierści zastała młodzieńca obdarzonego wielkim urokiem i temperamentem. Pucuś jest zachwycony życiem, ruchem, powietrzem, zabawą i gonitwą. Bardzo nie lubi mieszkac w kojcu, ale zamiast gryźć z rozpaczy własny ogon, jak liryczno - melancholijny Tymoteusz, próbuje po prostu rozgryźć kojec i osiąga zdumiewające rezultaty.
Pucuś tęskni za prawdziwym domem równie mocno jak Tymek. Przytula się i patrzy w oczy z ufnością: zabierzesz mnie stąd? Będziesz mnie zawsze kochać? I dodaje z błyskiem w smolistych ślepkach: innych psów w domu sobie nie życzę! Bardzo lubię miłe suczki, takie jak Tina, ale chcę być jedynym, najukochańszym Pucem swojego pana!
Mała śliczna Tina, która wybrała się z nami na spacer, też bardzo marzy o własnym domu, z kórego nikt już jej nie wyrzuci na ulicę i nie odda z powrotem do hoteliku po dwóch dniach, bo "państwu" się znudziła. Jest urocza, łagodna, delikatna i czeka...